Merko Šołta Tytuł powyższy wskazuje na bezpośredni związek między hymnami polskim i serbołużyckim. Udowodnienie tego - z jednej strony - nie jest trudne, ale z drugiej strony - warto też pomyśleć, że właśnie ten utwór wybrali sobie albo z racji słowiańskiej wzajemności, albo wręcz z panslawiatycznych poglądów. Udowodnienie ostatniej z tych ewentualności byłoby jednak trudne i skomplikowane.Kiedy ta pieśń zaczęła sobie zdobywać coraz większą popularność i powoli awansować do rangi łużyckiego hymnu - mamy niezbyt wiele informacji źródłowych, bo łużyckiego dziennikarstwa jeszcze wtedy nie było. Pojawia się też pytanie dlaczego wybrano właśnie tę pieśń, a nie inną.Prawdopodobnie można sytuację historyczną scharakteryzować w następujących punktach:1. Wzrastająca emancypacja młodej inteligencji łużyckiej, rozpoczynająca się w czasach studiów Handrija Zejlera w Lipsku, w latach 1825-1829.2. Założenie towarzystwa gimnazjalnego: "Societas Slavica Budissenensis" w roku 1839, w Budziszynie.3. Przypadająca na te same czasy przychylność dla polskiego Powstania Listopadowego i związanej z nim walki o wolność, którą w mieszczańskich kręgach środkowej i zachodniej Europy traktowano jako republikański ruch dążący do utworzenia jednolitego państwa narodowego. W ten sposób właśnie owa pieśń stała się znamieniem bojowników o narodową jedność i swobodę, a też demokrację, co znalazło wielki odgłos zwłaszcza wśród młodych intelektualistów.W tym sensie temat nasz trzeba właściwie rozszerzyć o wpływ walki Polaków o ich własną swobodę na emancypacyjne dążenia zachodnich i południowo - zachodnich sąsiadów, a przy tym na rolę polskiego hymnu jako przykładu dla tworzenia innych hymnów.Po wojnach napoleońskich, a szczególnie po tak zwanych postanowieniach w Karlovych Varach, we wszystkich częściach Niemiec coraz bardziej przybierały na sile dyskusje o konstytucji, zjednoczeniu Niemiec i ewentualnej republice. Pod wpływem rewolucji lipcowej we Francji oraz powstań belgijskiego i polskiego, Niemcy ogarnęło silne poruszenie. Powstanie Listopadowe wywołało akcje solidarnościowe w całych Niemczech; gromadzono pieniądze, organizowano noclegi dla polskich emigrantów i tym podobne akcje. Max Eifert - historyk z uniwersytetu w Tybindze pisał, że stowarzyszenie studenckie "Feurreiter" było w tym czasie "rozpłomienione nadzieją, że polepszy się też położenie patriotyczne". Polacy zdążający po klęsce na zachód przez Niemcy, stwarzali okazję do różnych inicjatyw. Powstało więc towarzystwo pomocy dla Polaków, zbierano pieniądze i opatrunki. Akademickie Towarzystwo Śpiewacze urządziło koncert w muzeum w Tybindze, przeznaczając dochód na rzecz emigrantów. Rozbicie powstania przez Rosję pogrzebało nadzieję, że "polska iskra" przerzuci się do Niemiec. Historyk Karl Hagen charakteryzuje sytuację następująco: "Nawet najbardziej radykalni [a więc liberałowie] nie chcieli niczego ponad stworzenie systemu konstytucyjnego, ale po upadku Warszawy sprzeciwy przybrały na sile. Wirtemberski nadporucznik Ernst Ludwig Koseritz, jeden z przywódców wojskowego i cywilnego sprzysiężenia z lat 1831 - 1833, po upadku Warszawy kazał zaprotokołować, że "przypadek Warszawy zmienił go z liberała w ultraliberała".Także w Budziszynie można było wykazać sympatie dla walecznych Polaków, o czym świadczą anonsy w "Budissiner Nachrichten z roku 1831:"Odważę się jeszcze raz wyrazić prośbę o szarpie i bandaże dla rannych Polaków, a zarazem dziękuję za otrzymane już ofiary, szczególnie panu nauczycielowi z Berthelsdorfu za dary zgromadzone w Herrenhut, Berthelsdorfie i Ebersbachu. Oby się znalazło więcej takich miłosiernych przyjaciół. Pomyślcie, przyjaciele, że niejeden nieopatrzony, zrozpaczony, na śmierć skazany Polak mógłby być w ten sposób ocalony ! Pan Bóg odpłaca najmniejszą ofiarę ! dary przyjmuje Joanna Benade [...]"."W księgarni Schultza można nabyć >Ostatnie boje polskie o wolność narodu i Europy, albo ścisłe opisanie walki bohaterskiej od 29 listopada 1830 roku do ponownego zajęcia Warszawy 7 września 1831 roku... kiedy to geniusz swobody, ludzkości i sprawiedliwości spoglądają płacząc na pewien lud...<". Dołączały się do tego ulubione i wtedy, i w latach czterdziestych orkiestrowe opracowania mazurka Dąbrowskiego, a w księgarniach sprzedawano opracowania tego utworu na różne instrumenty.Prawdopodobne jest, że dyskusje o demokratycznych postulatach i przemianach miały miejsce także wśród łużyckich gimnazjalistów i studentów. Jak wynika z dokumentów i prasy, datowanych na początek czterdziestych lat XIX wieku, tematem dyskusji były też: narodowa odrębność, równouprawnienie i "serbstwo". Tendencje owe szczególnie uwydatniają się w założeniu "Towarzystwa Łużyckiego" we Wrocławiu (1838), towarzystwa gimnazjalnego "Societas Slavica Budissinensis" (1839), towarzystwa łużyckich seminarzystów w Budziszynie (1839) i "Towarzystwa Słowiańskiego" w Lipsku (1841). "Societas Slavica" rozwinęło się stopniowo w organizację o charakterze centralnym, a jego coroczne zebrania stały się centralnymi zebraniami łużyckich studentów i patriotów. Szczytowym osiągnięciem było postanowienie założenia "Macierzy Serbskiej" i zorganizowanie wielkiego łużyckiego święta śpiewaczego. Uchwalono to 18 kwietnia 1845 r. Podczas obrad i na ich zakończenie śpiewano patriotyczne pieśni typowe dla nowej mieszczańskiej orientacji. Ważność, a też ich popularność - jako oznaka nowego czasu - unaocznia ich ilość w repertuarze pierwszych świąt śpiewaczych. Stanowiły one od jednej czwartej do jednej trzeciej całego programu. Już większość tytułów lub incipitów owych pieśni mówi sama za siebie, a też o samookreśleniu się ówczesnych Serbów Łużyckich: "Nie traćmy nadziei - Prawa Serbskość", "Serbski kraj ojczysty", "Gdzie dom mój", "Pochwała holi", "Serbskim Łużycom", "Jeszcze Serbstwo nie zginęło", "Trwać musi Serbstwo", "Serbski maj", "Nasze Serbstwo z grobu wstaje - Nowe Serbstwo", "Serbska ziemia - Śpiew żołnierski", "Czasy nasze czasy".Wyjaśnić trzeba tu pojęcia "narodny" i wótčinski" śpiew. Łużyckiemu "wótčinski" śpiew odpowiada niemiecki "Vaterländisches Lied" czyli pieśń ojczysta, którą podówczas coraz częściej śpiewano na zebraniach, śpiewaczych zjazdach, a nawet na zgromadzeniach politycznych, jako wyraz rosnącego mieszczańskiego samookreślenia się i żądania zmian w całych Niemczech. "Śpiew narodowy" ("Nationallied") od pierwszej połowy XIX wieku zaczął być traktowany jako hymn narodowy. Nie wiemy dokładnie, kiedy Łużyczanie zaczęli śpiewać patriotyczne pieśni, ale można przypuszczać (według Rafała Leszczyńskiego), że było to po roku 1830. Dość jasno można natomiast stwierdzić, kiedy pieśń ojczysta przekształciła się w narodową: Po raz pierwszy na zgromadzeniu 18 kwietnia 1845 roku "śpiewano ojczystą pieśń > Jeszcze Serbstwo nie zginęło, w nas ma swą obronę, to co było utracone z mocą powstaje <". Z rozprawy o tym zgromadzeniu wynika, że śpiewali wszyscy zebrani, a więc pieśń była chyba wszystkim znana. W programie pierwszego łużyckiego śpiewaczego święta, pod tytułem tej pieśni podano, że jest to "serbska pieśń narodowa". A zatem 18 kwietnia i 11 października, w ciągu pół roku, mimo wielu innych przygotowań i postanowień, młodzi Łużyczanie zdecydowali się na łużycki hymn narodowy i wybrali najlepiej nadającą się pieśń. Wspomniane zgromadzenie stało się zarzewiem szerokiej dyskusji o kulturalnej i politycznej emancypacji Łużyczan, którą prowadzili głównie młodzi intelektualiści, a później także wielka część górnołużyckiego chłopstwa z okolic Budziszyna, Kamieńca i Wojerec. Doktor Jan Petr Jordan, pierwszy lektor slawistyki na uniwersytecie lipskim, i wydawca "Roczników słowiańskiej literatury, sztuki i wiedzy" (drukowanych od 1843 roku) pisał o wspomnianym zgromadzeniu następująco: 18 kwietnia stowarzyszenie serbołużyckich uczniów gimnazjum w Budziszynie obchodziło piątą rocznicę swego założenia. Oprócz wszystkich członków związki obecni byli na tej uroczystości duchowni, nauczyciele wiejscy i miejscy, kandydaci [nauczycielscy], studenci, a nawet mieszczanie. Z racji obecności tych patriotów, uroczystość przekształciła się w ogólne serbołużyckie zebranie i dzięki temu rozważano wszelkie sprawy dotyczące Serbołużyczan...".Z tego wynika, że przyjęcie "Mazurka Dąbrowskiego" do rzędu serbołużyckich pieśni patriotycznych nie było przypadkowe. Choć "Jeszcze Serbstwo nie zginęło" nie było pierwszym śpiewem łużyckiego odrodzenia, to stanowiło "Odbicie" tamtych czasów i podnietę do tworzenia dalszych takich pieśni. Wyrażała ona odczucia i zapał łużyckich patriotów. Właśnie ta pieśń funkcjonowała przez pół stulecia jako muzyczno - programowe hasło łużyckiego polityczno - kulturalnego ruchu, jako bojowy chorał i jako narodowy program. "Jeszcze Serbstwo nie zginęło" nie było jedynie hasłem, ale też - można powiedzieć - zwrotem przenoszącym "z ust do ust" myśl (n.p. w "Jutrničce" z 18 listopada 1848 roku), że "przecież Serbstwo jeszcze nie zginęło", że nie jest jeszcze za późno."Jeszcze Serbstwo nie zginęło" trwało przez 50 lat jako "Serbów pieśń narodowa". Śpiewano ją na Górnych Łużycach podczas ludowych zabaw, szkolnych świąt i narodowo - politycznych zebrań. Z relacji z imprezy śpiewaczej w 1860 roku czytamy między innymi, że "przy biesiadzie, podczas przerwy rozdawane były trzy, można powiedzieć hymny narodowe ("Jeszcze Serbstwo", "Nasze Serbstwo" i "Nie traćmy pięknej nadzei"). Które postanowino śpiewać i specjalnie wydrukowano". W Protokołach "Macierzy Łużyckiej" znajdujemy często uwagę, że zebrania kończono odśpiewaniem "Jeszcze Serbstwo". M.in. w "Czasopiśmie Macierzy Serbskiej" z roku 1867 czytamy: "potem zaśpiewano tak jak w innych latach > Jeszcze Serbstwo nie zginęło <". Po raz pierwszy w roku 1887 użyto nowego określenia [tej pieśni] jako hymnu, co wynika ze wzmianki, że "zebranie [> Macierzy <] zakończyło się serbskim hymnem > Jeszcze Serbstwo nie zginęło <". Także zwykłe imprezy wiejskie otwierano ze śpiewaniem tego hymnu. Na przykład w Towarzystwie Bukeczańskim - jak podaje "Łužica" z roku 1896 - "zabawę rozpoczął knjez Króna serdecznym > witajće k nam <, po czym z zapałem odśpiewano > Hišće Serbstwo <". Również w pierwszych trzech wydaniach "Śpiewnika Towarzyskiego", w rozdziale Śpiewy patriotyczne" stale jako numer pierwszy znajduje się :Serbów narodowa pieśń - Jeszcze Serbstwo nie zginęło". Dopiero w roku 1927, w czwartym wydaniu "Śpiewnika" po raz pierwszy znajdujemy jako hymn łużycki pieśń Karola Awgusta Kocora do słów Handrija Zejlera "Rjana Łužica". Tę zmianę wywołało zapewne odzyskanie przez Polskę państwowości i ustalenie pieśni "Jeszcze Polska nie zginęła" jako oficjalnego hymnu.Z wspomnianych uprzednio łużyckich pieśni patriotycznych ani jedna nie została uwzględniona w "Towarzyskim Śpiewniku" wydanym w roku 1980. Znajdujemy w nim natomiast "Międzynarodówkę" i tym podobne. Dopiero przewrót polityczny umożliwił zamieszczenie dawnych pieśni patriotycznych w "Nowym Towarzyskim Śpiewniku". Jednak tradycja ich wykonywania została przez czterdzieści lat powojennych zniszczona.

Merko Šołta Łużyckie tańce ludowe są niezupełnie znanym fenomenem. Mówiąc o nich, najczęściej opieramy się na ich choreograficznym opisie Arnošta Smolera i na opisach wariantów dokonanych przez Adolfa Černego. Co do stosowanych melodii, to Smoler podaje, że można te tańce wykonywać przy wszystkich melodiach "oznaczonych tempo di menuetto, polacca i po serbsku". Ludvik Kuba i Černý zapisali jeszcze więcej melodii i razem mamy ich ponad 300. Jeżli jednak porównamy je pod względem miar taktowych i rytmometryki, przekonamy się, że według tych melodii przenigdy nie mógł być tańczony jeden jedyny taniec ! Chodzi tu o melodie, które powstały około 1800 roku, a częściowo o wiele wcześniej. Jan Rawp stwierdził na przykład, że z dostępnych źródeł wynika, iż repertuar tańców łużyckich jeszcze w XVIII stuleciu w dużej mierze składał się z tańców "chodzonych i skocznych". Jeszcze wcześniej określenie "muzyka wendyjska" pojawia się stale w kronikach. O tej "muzyce łużyckiej" (a pośrednio o tańcach, bo muzyka potrzebna była głównie do nich) rozprawia się w wielu źródłach. Jeszcze w 1820 roku zdemobilizowani muzycy wojskowi (którzy spierali się z budziszyńskim muzykiem miejskim Richterem) pisali, że "on [Richter] nie ma żadnego prawa we wsiach wokół Budziszyna, gdyż wszyscy mieszkańcy tych wsi są Łużyczanami, którym odpowiadają [tańce] tylko przy ich własnej, całkowicie narodowej, łużyckiej muzyce, której oni, ani miejski muzykus nie mogą uczynić zadość".Ludowy taniec jest ściśle powiązany z tradycyjną muzyką ludową i jej instrumentarium. Nosicielami tej praktyki muzycznej (melodii, tradycyjnych tańców i tanecznego porządku) przez całe stulecia byli ludowi muzycy (hercy). Pierwotnie ich melodie były przekazywane [pamięciowo] od nauczyciela do ucznia. Dopiero w XVIII wieku zaczęto stopniowo zapisywać melodie w tak zwanych "huslerskich spewnikach" ("śpiewnikach skrzypków"). O składzie ludowych kapel łużyckich mamy rozmaite wiadomości, co wynika z faktu, że informacje pochodzš z różnych czasów. Znaczy to, że skład zależał od czasu, okolicy, środowiska i charakteru imprezy (zwykłego albo uroczystego). Ludowi muzycy mogli grać albo sami (głównie skrzypkowie, dudziarze, a być może również klarneciści), albo w większej grupie. Na dudach grywano wówczas w całych Łużycach, a muzyka była potrzebna stale, przez cały rok, przy poszczególnych okazjach, na weselach, chrzcinach, jarmarkach, świętach, obchodach rocznicowych, w karczmach, na kiermaszach i przy tym podobnych sposobnościach. Była niezbędnym elementem życia łużyckiego na wsi i łużyckich przedmieściach.O samej muzyce i tańcach również mamy źródłowe rozprawy, choć rzadsze. Jan Rawp cytuje Abrahama Frencla, który następująco opisuje sposób tańczenia łużyckiego: "Tańczyła cała gromada, chłopcy mocno tupali i podnosili swoje tancerki, przy czym wesoło pokrzykiwali i swawolnie, wysoko podrzucali swoje kapelusze". U Hórčańskiego, w roku 1783, czytamy, że "Łużyczanie do tej rozrywki [tańców] są bardzo chętni, że oddają się jej przy każdej sposobności [...]. Nigdy nie tańczą oddzielnymi parami, ale zawsze całą grupą. Ich tańczenie polega najczęściej na wszelakich zmieniających się ruchach i obrotach, a najlepszym tancerzem jest ten, który potrafi mocno tupać i kręcić się". Dalej Hórčański pisze, że coraz modniejsze stają się polonezy i mazury. Smoler jeszcze wspomina, że tańce "były niekiedy [wykonywane] z towarzyszeniem śpiewów solowych albo zespołowych".Kultywowanie łużyckich tańców ludowych skończyło się około 1850 roku na całych Łużycach, a w pobliżu Budziszyna - już parę dziesięcioleci wcześniej. Tylko w "holi" (w okolicach zalesionych na Dolnych Łużycach), przede wszystkim koło wsi Slepo, przetrwały resztki [tych tańców}, a zwłaszcza muzyka dudziarska. Zamilkli starzy łużyccy "hercy" i ich instrumenty. Nowe tańce i nowe orkiestry dęte, a także ciągle rosnący wpływ miejskiej kultury przesądziły o wymarciu "przestarzałego" stylu tanecznego. Według Ludvika Kuby, muzycy "zaniedbują wszystko, co ludowo - tradycyjne i niszcząc domorodną kulturę, wprowadzają berlińskie i drezdeńskie polki i walczyki". Jedynie przy rzadkich okazjach wykorzystywano nadal niektóre formy łużyckiej kultury ludowej, na przykład na łużyckich weselach taniec weselny albo na łużyckich balach "serbską reję" jako "narodową". Właśnie tu szczególnie uderzające jest, że razem z zanikiem ludowych "herców" wytrzebiona została z pamięci społecznej większość tanecznych melodii łużyckich.Gdy pod koniec XIX wieku zaczęto wreszcie zapisywać także melodie łużyckich tańców ludowych, ludowa praktyka muzyczna w przeważającej mierze nie istniała. Toteż Kuba i Černý ciągle ubolewali, że są już tylko nieliczni starsi "hercy", którzy mogą im zagrać stare łużyckie tańce. Adolf Černý był pierwszym, który zajął się tańcami w "Czasopiśmie Macierzy Łużyckiej", w roku 1888. Oprócz "serbskiej reji" zapisanej przez Smolera, której przedstawił cztery warianty, opisał też następne - nowsze, które określił jako "drobne". Te tańce z "małą choreografią" to "Moja Marko chodź ty ze mną", "Taniec plotkarski", "Polski Żyd", "Ja mam ukochaną z Bageńca", "Do drzewa, do drzewa", "Ach, rozkochana miła moja", "Służyła dziewczyna", "Mama Sławków", "Krocz dalej". Wszystkie je znalazł Černý w okolicach "holańskich". Później melodie te opracował na fortepian Bjarnat Krawc, Meranka Leśawic dodała do nich choreografię i całość wydano w 1930 r. w Lipsku, pod tytułem "Kręć mnie koło grajka".Typowym tańcem, znanym dziś jako wykonywany do "muzyki dudziarskiej ze wsi Slepo", jest polka, która zadomowiła się tam dopiero około 1850 roku. Jan Kušk, ostatni ludowy "herc" z katolickich stron, obwiniał zbyt wielkie sale o to, że do publicznych tańców wprowadzono duże kapele dęte. Trzeba jednak uwzględnić, że zmieniały się także wymagania łużyckich odbiorców, co "herc" Pan wyraził stwierdzeniem, że "musi grać na instrumentach niemieckich, jeśli nie chce utonšć". Jedynie podczas reprezentacyjnych imprez wycišgano stare instrumenty i pokazywano je uczestnikom okolicznoœciowych przedsięwzięć w rodzaju wystawy w Dreźnie 1896 roku albo jubileuszowego koncertu Macierzy Łużyckiej. Do drugiej wojny światowej, w slepiańskiej parafii, grywał jednak stary "herc" na weselu do tańców.Byłby to bezwzględny kres łużyckiej praktyki ludowej w dziedzinie muzyki, gdyby już dawniej nie starano się o zapisanie i charakterystykę tej gałęzi ludowej sztuki, a też o inne możliwości jej prezentacji. Były to starania dwustronne - samego ludu i działaczy narodowych. Prezentacja łużyckich tańców ludowych poza ich tradycyjnymi ramami sięga końca XIX wieku. Interesujące jest przy tym, że najprawdopodobniej ludowi "hercy" i prości ludzie sami zaczęli swoje starodawne obyczaje świąteczne przedstawiać jako inscenizacje, nadające tym obchodom nowe wartości. Szczególnie wieśniacy ze Slepoho starali się prezentować poza swoim terenem przejawy własnej ludowej kultury muzycznej, zwłaszcza tańców, co miewało miejsce podczas różnych imprez. W programie koncertu śpiewaczego, 4 czerwca 1905 r., który zorganizowało slepiańskie towarzystwo "Liederkrauz", uwzględniono jako część trzecią "Łużyckie tańce weselne w ludowych strojach i przy muzyce dudziarskiej". 13 sierpnia 1905 r., w Zgorzelcu, podczas "Górnołużyckiego święta kostiumowego", ten sam zespól ze Slepoho demonstrował "stare tańce weselne w narodowych strojach przy ludowej muzyceś. Także łużyccy działacze kulturalni gorliwie dążyli do przedstawienia ludowej muzyki i tańców. Pierwszym z nich był Jurij Pilk, a po nim Bjarnat Krawc.Spośród łużyckich tańców najwięcej zostało zapisanych tych starych i właśnie one są najciekawsze i najoryginalniejsze pod względem charakteru. W śpiewniku skrzypka Krala nie znajdujemy jeszcze żadnego mazurowego tańca, a polonezy są tylko trzy. Wynika to z tego, że ów śpiewnik powstał w drugiej połowie XVIII stulecia i prawdopodobne jest, że są w nim zapisane najstarsze łużyckie tańce. Niektóre z nich wykazują harmoniczne struktury z czasów renesansu, inne są młodsze. Już wszelakość ich jest dość duża. W późniejszych, które zapisali Smoler, Kuba, Černý i inni, odnajdujemy tez tańce typu polonezowego i mazurowego. Zadziwia w nich często występujšca struktura rytmiczna: w określonych miejscach stale pojawia się takt z trzema ćwierćnutami. Tu prawdopodobnie mamy melodie tej "wersji", którą jako pierwszy opisał Smoler. Co więc dzisiaj mamy mieć na uwadze, jeśli chcemy te tańce do naszego żywego dziedzictwa przyjąć? W większości zapisów nutowych pojawia się dla nas ten problem, że zapisujšcy przeważnie byli muzycznie wykształceni (trafiali się niekiedy także poszczególni "hercy", jak na przykład Kušk). Zapisywano więc według norm wyuczonych, decydujšc się na jeden wariant i dzieląc melodię na takty, a nie na jednostki określone tym jak "herc" czuje i gra. Poza tym nie notowano w ogóle albo bardzo rzadko technikę gry, nuty burdonowe, akcenty, tempo i inne szczegóły. Ani jeden taniec nie występuje w zapisie tak, jak w rzeczywistości przebiega pod względem trwania. Toteż żadna zapisana melodia nie trwa dłużej niż minutę. Co to znaczy? Zapisane melodie taneczne są zatem jedynie szkieletem. Odzwierciedlają one tylko w pewnym stopniu realne brzmienie. Herc - z taką zapisaną dla nas melodią postępował w ten sposób, że ją po swojemu ozdabiał, zmieniał, a nawet przeszeregowywał, dostosowując elementy dalszych tańców do pierwotnego. Co w tym przypadku musiał herc koniecznie utrzymać w swym wykonaniu? Otóż musiał grać frazy rozpoznawalne dla tancerzy i utrzymywać charakter oraz rytmikę danego tańca. Prawdopodobnie po pewnym czasie, stosując nowy rytm, tempo i tym podobne elementy, mógł tancerzy doprowadzić do innego stopnia szybkości i innych kroków, ale nigdy poza nawykami określonymi przez tradycję.Jan Rawp następująco charakteryzował tańce: stara reja, polonez, reja polonezowo - mazurowa; wszystkie notowane w takcie 3. Jednakże wśród tańców zapisanych przez Hórčańskiego znajdujemy trzy notowane w takcie 2/4 i dwa 3. Pozwala to na krystalizację jeszcze jednej cechy starej serbskiej reji - dwumiarowości. Po bliższym zapoznaniu się z zapisanymi melodiami tanecznymi znajdziemy 10 różnych typów, wymagających tyle samo form tanecznych. Głównie przecież według melodii rozpoznawali tancerze rodzaj tańca, co określało też odpowiednie ruchy. W tym kontekście "serbska reja", którą scharakteryzował Smoler, nie jest "jedyną", ale tą, która miała najbardziej rozwiniętą, swoistą choreografię, i którą wykonywano w kulminacyjnym punkcie imprezy, albo jako wyraz najwyższego uhonorowania. Może to wyjaśnić dlaczego właśnie owa reja zachowała się w pamięci i praktyce, a inne zostały zapomniane i zaginęły. Naszym zadaniem jest przywrócenie ich do życia w oparciu o porównanie z innymi ludowymi kulturami, o rezultaty badań i o pomoc fachowców.Pielęgnowanie ludowej kultury muzycznej po roku 1945 ucierpiało zwłaszcza przez to, że muzyka ludowa coraz częściej harmonizowana była w funkcyjnym systemie dur-moll z przeznaczeniem dla dużych orkiestr. Nadawało jej to znamiona raczej rozrywkowej, estradowej muzyki. Na skutek tego jesteśmy dziś bardziej oddaleni od autentycznej muzyki ludu łużyckiego, niż kiedykolwiek indziej (z małymi wyjątkami). Całe mnóstwo ponad 300 ludowych tańców spoczywa w zapisach i nikt nie zwraca na nie uwagi, ani nie wykorzystuje.W swoim czasie Ludvik Kuba i Adolf Černý (najprawdopodobniej z inicjatywy czeskich folklorystów z Komisji do spraw zbierania pieśni - oddziału Towarzystwa "Slavia") udali się na Łużyce w celu zapisania i opisania ludowych pieśni, bajek instrumentów i tym podobnych materiałów, czym je uratowali przed zapomnieniem i pomogli Łużyczanom w zachowaniu narodowego dziedzictwa. Dziś jest konieczne, by nam nasi słowiańscy bracia i sąsiedzi znowu pomogli przy rewitalizacji ludowych tańców. (Potrzebni są w tym celu etnolodzy, specjaliści od ludowych tańców, ludowi instrumentaliści, entuzjaści muzyczni i ludowi śpiewacy. Pomocy już udzieliła szkoła muzyczna w Zbąszyniu koło Poznania). Tymczasem - z pomocą Józefa Režnego - udało się ożywić typową muzykę dudziarską, którą kultywują Tomasz Nawka i Stefan Kostorž. Poza tym na Łużycach, na polu ludowej muzyki i tańców, nikt nie działa i nikogo to już nie interesuje. Ważne więc byłoby, aby bogata polska folklorystyka zechciała patronować tak potrzebnemu u nas rozbudzeniu zrozumienia i ochoty do pielęgnowania i używania starych melodii, a też rozwijania ich na dzisiejszym międzynarodowym poziomie.

Edmund Pjech (Budziszyn) Klęska narodowo-socjalistycznych Niemiec i koniec drugiej wojny światowej były postrzegane przez wielu Łużyczan jako szansa na nowy początek. Spodziewali się oni przełomu w historii narodu łużyckiego, końca czasów pozbawiania ich praw społecznych, politycznych i etnicznych. Lata tuż po wojnie do około 1947 r. były w radzieckiej strefie okupacyjnej pod względem politycznym i ideologicznym faktycznie jeszcze - dla porównania - "otwarte". To dawało także Łużyczanom pewną swobodę działania. Przede wszystkim od 1945 r. do 1947 r. silny jednolity ruch łużycki był aktywny. W powojennym wirze widział on zasadnicze słabości Niemiec szczególnie jako szansę na wysłuchanie ciągle lekceważonych żądań w kwestii etnicznej narodu łużyckiego. Przez krótki czas problem łużycki uzyskał nawet znaczenie międzynarodowe. W celu rozwiązania problemu etnicznego łużyccy przedstawiciele polityczni opracowali dalekosiężne plany. Świadectwem tego były liczne memoranda, wysyłane do szefów rządów czy konferencji państw zwycięskich. Czas dla odciskających się zmian był korzystny, chociaż nie wszystkie plany uwzględniały warunki realistyczne i polityczne. Plany alternatywne obejmowały różne warianty: od przyłączenia Łużyc jako autonomicznego terytorium do Republiki Czechosłowackiej aż po powstanie niezależnego państwa łużyckiego. Urzeczywistniła się bodaj jedyna realna droga, pozostanie w ramach państwa niemieckiego, ale z ustawowym zapewnieniem, że interesy etniczne narodu łużyckiego będą respektowane. Jakie miejsce miała później polityka łużycko-narodowa w radzieckiej strefie okupacyjnej i NRD?Podstawy ochrony mniejszości narodowych w latach 1945-1951Pierwsze postępy w zakresie ochrony własnego narodu osiągnęli Łużyczanie tuż po wojnie, już w 1945 r. W 1946 r. zaś doszło do założenia łużyckiego instytutu kształcenia nauczycieli, dzięki któremu można było zredukować znaczny deficyt łużyckich kadr pedagogicznych. W 1947 r. przydzielono licencje dla łużyckiej drukarni, włącznie z wydawnictwem. Z tym wiązało się pozwolenie na wydawanie własnego czasopisma. Poza tym przyznano dla Łużyczan nieruchomość przeznaczoną na rychłą budowę nowego Domu Łużyckiego (Wendyjskiego) w Budziszynie.[1]Jednak głównym celem "Domowiny" - organizacji łużyckiego etnikum - była prawna regulacja problemu łużyckiego. 23 marca 1948 r. jednogłośnie przyjęto przez posłów wszystkich frakcji Landtagu w Saksonii ustawę o obronie praw ludności łużyckiej.Zgodnie z brzmieniem tej ustawy ludność łużycka powinna otrzymać prawną ochronę oraz pomoc państwa w zakresie jej języka, działalności kulturalnej i rozwoju narodowego. Położono nacisk szczególnie na konieczność zakładania szkół podstawowych i innych z łużyckim językiem nauczania. W urzędach i administracji Łużyczanie powinni mieć możliwość używania oprócz języka niemieckiego również języka łużyckiego. Ponadto należałoby także Łużyczan proporcjonalnie do liczby etnikum wprowadzać do administracji. Poza tym urzędy i administracja miały obowiązek wspomagania w różnoraki sposób łużyckich inicjatyw kulturalnych. Dla wpierania łużyckiego życia kulturalnego powinien być powołany Łużycki Urząd Kultury i Oświaty z siedzibą w Budziszynie, który podlegałby ministerstwu edukacji Saksonii. Sumując, Ustawa łużycka wyznaczała wyraźny postęp w legislatywnym zrównaniu praw ludności łużyckiej z pozostałymi obywatelami Niemiec. Ustawą o obronie praw ludności łużyckiej stworzono podstawę prawną dla wcześniej zapewnianego przez SED wsparcia w zakresie działalności kulturalnej ludności łużyckiej. Uchwalone prawo łużyckie było również dla średnich i niższych urzędników władzy zdominowanej przez SED, która dotychczas do spraw łużyckich odnosiła się z rezerwą, ukierunkowaniem ich działań (postępowania, pracy).[2]W kwestii uregulowania spraw związanych z grupami narodowymi i mniejszościami narodowymi następowały dalsze decydujące przełomy prawne. Również obowiązująca od 1949 r. Konstytucja NRD była wyrazem sukcesu wysiłku Łużyczan[3], ponieważ gwarantowała Łużyczanom jako równoprawnym obywatelom państwa jednocześnie zachowanie wszystkich ich etnicznych, żywotnych spraw. W Konstytucji znajdowały się ustawy o pielęgnowaniu i używaniu języka i kultury ojczystej, które ugruntowały wsparcie państwowe i ustawową ochronę tych praw. Artykuł 11 Konstytucji brzmi: Obcojęzyczne grupy obywateli Republiki są przez ustawodawstwo i administrację wspierane w ich nieskrępowanym rozwoju narodowym; nie można im przeszkadzać szczególnie w zakresie używania ich języka ojczystego w nauczaniu, w wewnętrznej administracji i w opiece prawnej.[4] To ustalenie idzie o wiele dalej niż Konstytucja Weimarska z 1919 r., gdzie również w artykule 113 natrafiamy na podobne stwierdzenie, według którego powinno się zapobiegać utrudnianiu Łużyczanom używania języka ojczystego. Nowum w niemieckiej regulacji prawnej było zapewnienie wsparcia finansowego dla narodu łużyckiego.Dwa lata po uchwaleniu Ustawy łużyckiej dla kraju związkowego Saksonii udało się przeforsować władzy w Brandenburgii rządowe rozporządzenie w tej sprawie (z 12 sierpnia 1950 r.). To brandenburskie Pierwsze rozporządzenie dotyczące wsparcia narodu łużyckiego odpowiadało pod względem treści daleko idącej ustawie saksońskiej z 1948 r. Bezpośrednio nawiązywało do artykułu 11 Konstytucji NRD, a tym samym gwarantowało państwowe wsparcie Łużyczan w zakresie używania przez nich języka łużyckiego i prowadzenia działalności kulturalnej. Umożliwiało ono także prowadzenie dwujęzycznego nauczania dla dzieci łużyckich.Duże znaczenie dla Łużyczan miało stworzenie własnego szkolnictwa narodowego. Rok 1945 pozostawił na dotychczasowym niemieckim systemie oświaty głęboką rysę. Z ogólnych decyzji społeczno-politycznych w powojennych Niemczech wynikała konieczność nowej orientacji w szkolnictwie. Mocarstwa okupacyjne zgodnie uważały, że szkolnictwo niemieckie potrzebuje zasadniczej, gruntownej reformy.[5]Łużyczanie spodziewali się w swojej sytuacji równouprawnienia ich języka i kultury. Oczekiwali szczególnie liberalizacji szkolnictwa. W centrum starań przedstawicieli łużyckich było nauczanie w języku łużyckim. Prawną podstawę wprowadzenia języka łużyckiego do szkół uzyskano faktycznie po ponownym rozpoczęciu nauczania, 1 października 1945 r., na podstawie rozkazu nr 40 Radzieckiej Administracji Wojskowej w Niemczech. Jednak praktyczne wdrożenie tego prawa w życie było nadzwyczaj trudne. Dalej nie było formalno-prawnego zarządzenia ze strony mocarstw okupacyjnych czy rządów krajów związkowych w sprawie dopuszczenia nauczania w szkołach w języku łużyckim. W każdym powiecie więc istniały odrębne regulacje i sposoby postępowania. W powiatach Budziszyn i Kamjenc szybko wzrastała liczba szkół z łużyckim językiem nauczania, w kilku szkołach język łużycki był przeważającym językiem nauczania. Natomiast w powiecie Wojrecy rada szkolna postanowiła, że język łużycki będzie traktować jako język obcy. Jeżeli rodzice życzą sobie nauki języka łużyckiego, może być ona prowadzona poza programem nauczania, jednak wówczas uczestnicy sami muszą je finansować. W powiecie Biała Woda w ogóle nie uczono języka łużyckiego, używanie zaś języka łużyckiego w szkole było zabronione. Również w powiatach Dolnych Łużyc nie zezwolono na nauczania języka łużyckiego. Jednak ze strony ludności łużyckiej widać było znaczne zainteresowanie we wprowadzeniu nauczania języka łużyckiego. Właśnie z dawnych pruskich Łużyc Górnych pochodzą z tego okresu liczne protesty rodziców, którzy nie zgadzali się z niedostateczną uwagą poświęcaną w szkole językowi łużyckiemu.Jednak postęp w zakresie szkolnictwa etnicznych grup narodowych w saksońskiej części Łużyc był właściwie znaczny, toteż liczba uczniów łużyckich systematycznie wzrastała. W 1950 roku uczęszczało na zajęcia języka łużyckiego albo uczyło się wszystkich przedmiotów w języku łużyckim około 6 500 - 7 000 uczniów. Poza tym godny uwagi był wysoki udział dzieci niemieckich w nauczaniu języka łużyckiego i to bez zewnętrznego nacisku w postaci ustawy czy regulacji szkolno-organizacyjnych.W brandenburskich Dolnych Łużycach do 1950 r. oficjalnie nie zezwolono szkołom na nauczanie języka łużyckiego. Dopiero później po wydaniu przez władze w Brandenburgii odpowiedniego rozporządzenia zezwolono na udzielanie nauki w szkołach w języku łużyckim. Po raz pierwszy w Dolnych Łużycach zorganizowano nauczanie w języku łużyckim ze wsparciem nauczycieli z Górnych Łużyc - dopiero około 1954 r. Zwłoka ta wynikała z trudnej etnicznej sytuacji Łużyczan na tym terenie.Ciągle jednak występowały niepewność i niepowodzenie w problemie łużyckim. Od 1945 r. do końca 1948 r. łużyccy przedstawiciele współpracowali z aktywem SED stosunkowo dobrze. To było także podstawą uchwalenia w 1948 r. Ustawy łużyckiej dla Saksonii. Jednak w 1949 r. dialog faktycznie zmierzał do impasu.[6] Ponadto w postępowaniu przedstawicieli państwa i partii istniała tendencja ograniczania aktywności Łużyczan.Przede wszystkim w Saksońskim Komitecie Krajowym SED pojawiły się głosy przeciwne Ustawie łużyckiej29. Niektórzy funkcjonariusze poddawali całą ustawę o mniejszościach narodowych w wątpliwość. Nowy przewodniczący kraju związkowego Ernst Lohagen (niegdyś z KPD), który objął funkcję po prołużycko usposobionym Wilhelmie Koenenie, wyjaśnia jesienią 1949 r., że SED popełniło błąd z Ustawą łużycką, który dziś by już nie powtórzyła[7]. Według niego zadaniem partii powinno być wspieranie asymilacji Łużyczan, gdyż i tak za 50 lat nikt nie będzie mówić po łużycku[8]. Główny cel jego polityki łużyckiej tkwił w dyscyplinowaniu, kontroli i ideologicznym przywiązaniu Łużyczan. Do tego doszło posądzenie o tendencje nacjonalistyczne. W związku ze ścisłymi kontaktami przede wszystkim łużyckich organizacji młodzieżowych z Czechosłowacją i z Jugosławią partia widziała w jednym ze swoich zadań ujawnienie potencjalnego Titoizmu czy separatyzmu wśród Łużyczan. Dlatego właśnie debata kierowniczych przedstawicieli Saksońskiego Komitetu Krajowego SED z "Domowiną" w lutym 1950 r. wywołała, z powodu powszechnego antyłużyckiego nastroju wewnątrz grupy Lohagena, wielkie zwątpienie wśród przedstawicieli narodu łużyckiego.Rozszerzanie się wsparcia języka i kultury łużyckiej w latach 1952-1957Po wątpliwościach w polityce mniejszości narodowych w latach 19491950/1951 przyszedł następnie pozytywny kurs korygujący. Ze strony biura politycznego problemem łużyckim zajął się teraz Fred Oelßner. Uchodził on po pozbawionym władzy Ackermannie za szefa ideologicznego SED. Do 1958 r. należał do biura politycznego, w latach 19551958 był także zastępcą przewodniczącego Rady Ministrów NRD, później stracił jako przeciwnik Ulbrichta swoją funkcję. Za czasów Oelßnera zdecydowanie zmieniało się nastawienie kierownictwa SED względem kwestii łużyckiej. Oelßner rozwinął plany o niemiecko-łużyckich Łużycach, czyli Łużyce miały rozwijać się jako obszar dwujęzyczny. Jego hasło brzmiało: "Łużyce będą dwujęzyczne"[9]. Jednak również kierownictwo "Domowiny", które ciągle oczekiwało rozmów na najwyższym szczeblu, przyczyniło się do tego, że w biurze politycznym ponownie intensywniej zajmowano się problemem łużyckim.Szczególnie szkolnictwo, o czym byli przekonani przedstawiciele biura politycznego, było problemem kluczowym w polityce mniejszościowej. Po 1951/1952 roku rozpoczynająca się centralizacja struktur państwowych NRD z faktycznym rozwiązaniem kraju związkowego jako administracyjno-politycznych jednostek państwowych i przejęcie odpowiednich kompetencji przez ministerstwa NRD spowodowały widoczny impas w kwestii szkolnictwa łużyckiego. W dyrektywach na rok szkolny 1951/52 oraz w urzędowym programie nauczania nie uwzględniono nauczania łużyckiego. To doprowadziło do burzliwych dyskusji organizacyjno-szkolnych.[10] Konieczne więc było rozwiązanie polityczne. Interwencja Domowiny i różnych wysokich funkcjonariuszy SED sprawiła, że w 1952 r. wydawano krótkoterminową Instrukcję w sprawie regulacji stosunków szkolnych na terenie łużycko-języcznym krajów związkowych Saksonii i Brandenburgii, która potwierdzała prawo do prowadzenia nauczania w języku łużyckim we wszystkich częściach Łużyc i odpowiedzialność organów państwowych za jego realizację.Dotychczasowe szkoły łużyckie znalazły się w określonych regionalnych obwodach, następowała przebudowa dwujęzycznego szkolnictwa w całych Łużycach. Instrukcja określała obligatoryjny udział dzieci łużyckich w szkolnictwie łużyckim. Ponadto organizacje szkolne powinny stwarzać możliwości, żeby uczestniczyło w tym również jak najwięcej dzieci niemieckich. To uważano za ważny krok wsparcia równych praw dla rozbudowy dwujęzycznego terenu. Instrukcją tą osiągnięto, przede wszystkim, ważny przełom w problemie szkolnym.Oprócz rozbudowy szkolnictwa łużyckiego fakt ten był dalszym krokiem we wspieraniu języka i kultury łużyckiej w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Istotna przy tym była dalsza instytucjonalizacja życia Łużyczan. Poprzez założenie Instytutu Filologii Łużyckiej na Uniwersytecie w Lipsku i Instytutu Badań Narodu Łużyckiego w Budziszynie sorabistyka w następnych latach mogła rozwijać się jako profesjonalna gałąź nauki. W 1952 r. doszło także do założenia Państwowego Zespołu Łużyckiej Kultury Ludowej i Teatru Łużyckiego, posiadających status organizacji państwowej. Ponadto można było powiększyć dla czytelnika spoza etnikum łużycką ofertę wydawniczą.W połowie lat pięćdziesiątych dzięki dalszym zarządzeniom język łużycki, którego używano dotąd tylko w kontaktach prywatnych, miał wejść obok języka niemieckiego także do obiegu oficjalnego i naukowego jako równoważny środek komunikacji. Ten krok wsparcia języka łużyckiego i dwujęzyczności Łużyc nawiązywał do Ustawy łużyckiej i przepisów wykonawczych z początku lat pięćdziesiątych. Do tych ustaleń należały regulacje w sprawie używania języka łużyckiego na poczcie, w komunikacji, w handlu, w wymiarze sprawiedliwości, jak również w przedsiębiorstwach i na stacjach maszyn i ciągników rolniczych spółdzielni produkcyjnych (LPG).Po 1952 r. można było dalej organizować przede wszystkim nauczanie języka łużyckiego. W ramach Instrukcji szkolno-politycznej ponownie wprowadzono naukę języka łużyckiego, rozszerzając ją na wszystkie tereny Górnych i Dolnych Łużyc. W połowie lat pięćdziesiątych uczestniczyło w lekcjach języka łużyckiego ponad 9000 uczniów.Pomimo licznych kroków naprzód i wysiłków, najczęściej ze strony Domowina i Działu Głównego Kwestii Łużyckiej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, nie udało się zbudować fundamentów dwujęzyczności na Łużycach. Rozstrzygający był fakt, że próba wprowadzenia dwujęzyczności na Łużycach u części ludności niemieckiej, mieszkającej w etnicznie mieszanych powiatach, natrafiała na odmowę. I tak mieszkańcy niemieccy grozili, że nie pójdą do wyborów, jeżeli będzie przygotowany dwujęzyczny materiał wyborczy.[11] Zawsze reagowali oni agresywnie albo bez zrozumienia, kiedy tylko w sytuacjach oficjalnych pojawiał się język łużycki. Dwujęzycznymi materiałami informacyjnymi rozpalano w piecu. Chłopi, przede wszystkim na Dolnych Łużycach, grozili odwołaniem prenumeraty Przeglądu Łużyckiego ("Lausitzer Rundschau"), ponieważ od czasu do czasu pojawiały się w nim artykuły w języku łużyckim.Łużyczanie z reguły oficjalnie nie występowali przeciwko tego rodzaju zachowaniom. Niektórzy sami odrzucali podjęcie wysiłku zmierzającego do dwujęzyczności, ponieważ nie traktowali języka łużyckiego jako równowartościowego środka porozumiewania się. Poczucie własnej niższości ujawniał również fakt, że wielu Łużyczan przy wystawieniu nowych dowodów osobistych w 1954 roku nie zgadzało się na to, żeby pozostawić w rubryce narodowość wpis: łużycka. Tylko nieliczni korzystali z możliwości użycia języka łużyckiego w sytuacjach oficjalnych.W sumie próba wprowadzenia dwujęzyczności na Łużyce była tylko częściowo zrealizowana bez rzeczywistego przekonania i zainteresowania ze strony mieszkańców tego regionu. W Radzie Powiatowej w Budziszynie sporządzony spis nazwisk urzędników, którzy opanowali język łużycki, ale po krótkim czasie go usunięto. Przedstawiciele gminy w wielu miejscach głośno wyrażali swój brak woli, żeby publikować obwieszczenia również w dwu językach, często także nie umieszczano dwujęzycznych napisów w urzędach.Niewystarczająca chęć tolerowania języka łużyckiego przez ludność niemiecką ujawniła się najwyraźniej na przykładzie szkolnictwa dwujęzycznego. Pomimo ramowych warunków ustawowych i znacznego rozmachu szkolnictwa łużyckiego nauczanie języka łużyckiego stało się jedynie punktem ciężkości dyskusji etnicznej prowadzonej w latach pięćdziesiątych.Szansa podniesienia prestiżu języka łużyckiego w regionie względnie przeniesienia go do kontaktów oficjalnych były głównym celem polityki łużyckiej Oelßnera (Oelßnerschen Sorbenpolitik). Jednak okres około pięciu do sześciu lat był za krótki, żeby tego rodzaju cel zrealizować. Po 1957 r. doszło do korekty polityki łużyckiej, która zdecydowanie ograniczyła wszystkie dotychczasowe próby udzielenia większego wsparcia języka i kultury łużyckiej.Napięcia w polityce wspierania języka i kultury łużyckiej po 1957 r.Przyjęcie przez SED polityki wspierania języka i kultury łużyckiej jeszcze raz wyraźnie potwierdził Oelßner na IV Kongresie Krajowym Domowiny w 1957 r. Jednak w Dziale Spraw Państwowych i Prawnych KC SED postulowano, żeby dotychczas obowiązującą regulację wsparcia języka i kultury łużyckiej jeszcze raz przemyśleć, żeby jak najbardziej ją ograniczyć i zamiast tego wzmocnić kontrolę ideologiczną.Od 1957 r. usztywniło się stanowisko Kierownika Działu Spraw Państwowych i Prawnych Klausa Sorgenichta, a tym samym ostatnia tendencja pojawiająca się w SED.[12] Jeszcze przed IV Kongresem Krajowym komisja Działu sprawdzała sytuację Zarządu Krajowego Domowiny i oceniła ją następująco: Zastanawialiśmy się nad sytuacją Zarządu Krajowego i Sekretariatu Domowiny bardzo poważnie. [...] Zamiast postawić fundamenty i zadania socjalizmu w centrum ich pracy, traktowali oni problemy języka, kultury i nauczania jako najważniejsze i częstokroć rozwiązywali je w oderwaniu od głównych zadań socjalizmu i walki z zachodnioniemieckim imperializmem oraz militaryzmem.[13] Już ta ocena wskazywała na zmianę w polityce łużyckiej SED. Dalszy rozwój pokazał, że SED pierwszoplanowe zadania Domowiny widziało w pozyskaniu Łużyczan dla budowania socjalizmu. Ten cel miał odtąd pierwszeństwo.Zmiana kursu w polityce łużyckiej SED pozostawała w tym czasie w zgodzie z ogólną zmianą orientacji politycznej w NRD końca lat pięćdziesiątych. W 1957 r. ostatecznie odłożono ad acta długo dyskutowany kurs reform we wschodnich Niemczech. Na XXX posiedzeniu KC SED, które odbywało się od 20 stycznia do 1 lutego 1957 r., przyjęto decyzję o gotowości NRD bycia elementem obozu socjalistycznego (sozialistischen Lagers) jako nieodwołalną, reformy zaś odrzucono. Po umocnieniu się demagogicznych sił na Komunistycznej Konferencji Światowej w połowie listopada 1957 r. uznano rewizjonizm (Revisionismus) za wroga klasowego (Hauptfeind). Wówczas Ulbricht mógł wyeliminować swoich przeciwników, przede wszystkim partyjną opozycję skupioną przy Schirdewanie. XXXV posiedzenie KC SED w lutym 1958 r. zakończyło tę nieprzyjemną sytuację, dyscyplinarnie karząc opozycję Schirdewana. Schirdewan i Wollweber zostali wykluczeni z KC SED, a Oelßner usunął się z Biura Politycznego.[14]Rok 1958 zadał decydujący cios polityce łużyckiej. Doprowadził do personalnego i politycznego przesunięcia sił, które miały głos decydujący w tej kwestii. Kiedy zastępca przewodniczącego Rady Ministrów NRD, Fred Oelßner, stracił swoją funkcję członka Biura Politycznego, został pozbawiony władzy bodaj najbardziej zdecydowany obrońca polityki wyrównawczej w zakresie języka i kultury łużyckiej. Jednak nowa sytuacja nie sama dokonywała zmian personalnych. W toku V Zjazdu SED w lipcu 1958 r. zmieniły się ramowe warunki polityczne, w wyniku których wszystkie dziedziny społeczne także wspieranie języka i kultury łużyckiej powinny być podporządkowane budowie socjalizmu. Zjazd ten powinien nastawić zwrotnice na ukończenie budowy socjalizmu (Vollendung des sozialistischen Aufbaus). Skoro budowa socjalizmu w latach 19531956/57 była spowalniana z powodu różnych uwarunkowań, obecnie i w następnych latach powinna być ona dalej usilnie wspierana50. Jednak inne przyczyny były podstawą negatywnych ciosów w polityce łużyckiej. Dział KC był dobrze poinformowany o rezonansie polityki narodowościowej na Łużycach. Wiedzieli oni, że działania, mające na celu wspieranie języka i kultury łużyckiej, jakie podjął Fred Oelßner, napotykały opór ze strony ludności zamieszkującej teren etnicznie mieszany. Szczególnie próba wprowadzenia języka łużyckiego do oficjalnej komunikacji publicznej w urzędach i zakładach nie mogła być zrealizowana. Niższe i średnie organy partyjne reagowały na wsparcie języka i kultury łużyckiej z niezrozumieniem. W kierownictwie powiatowym SED w Chociebużu mówiło się, że w Związku Radzieckim również niewiele robi się w zakresie małych grup narodowych, jak u nas w NRD[15].Wszystkie powyżej wymienione fakty doprowadziły do tego, że w Dziale Spraw Państwowych i Prawnych KC SED rozważano nową koncepcję polityki łużyckiej. W omówieniach z lipca 1958 r. po raz pierwszy oficjalnie wyrażono zmienioną linię w polityce łużyckiej. Podczas dyskusji między nowym pełnomocnikiem łużyckim KC, Erwinem Jurisch, de facto następcą Freda Oelßnera, i działaczami łużyckimi Jurisch wezwał Łużyczan do postawienia w centrum ich działań rozwoju socjalizmu. Przy tym krytykował on dotychczasowe przesadne podkreślanie funkcji języka i kultury łużyckiej. Podkreślił także, że SED nie będzie podzielać dotychczasowej linii w polityce językowej i kulturowej, a już na pewno nie w tej formie. Dlatego stworzono także nowy slogan: Hasło ťŁużyce będą dwujęzyczneŤ jest fałszywe. Ono dezorientuje, ponieważ celem muszą być Łużyce socjalistyczne, przy czym określono najlepszy warunek dalszych gwarancji najwyższej formy narodowego równouprawnienia, a mianowicie socjalistyczne.[16]Następstwa zmienionego nastawienia wobec języka i kultury łużyckiej najdobitniej znalazło wyraz w szkolnictwie narodowym. Ogólnie rzecz ujmując, malał prestiż języka łużyckiego, a wzrastała krytyka nauczania w języku łużyckim. Pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych przeciw nauczaniu języka łużyckiego masowo wystąpili przede wszystkim (niemieccy) rodzice, którzy domagali się wstrzymania jego nauczania w wielu szkołach. Ponadto dyrektorzy, nauczyciele, a także regionalni działacze wspierali tę tendencję. Doprowadziło to w wielu szkołach do spadku ilości uczestników zajęć języka łużyckiego, w niektórych szkołach również do całkowitego ich zawieszenia. Problem zaostrzył się przede wszystkim w roku szkolnym 1962/1963. W 1964 r. szkoły otrzymały Instrukcję Szkolno-Polityczną, która jako siódmy przepis wykonawczy stanowiła wyraźną cezurę w łużyckiej polityce szkolnej. W połowie lat sześćdziesiątych bowiem przyczyniła się ona do drastycznego zmniejszenia się liczby uczestników zajęć języka łużyckiego, których w porównaniu z latami pięćdziesiątymi było o 2/3 mniej, tj. około 2 800 uczniów, w ten sposób szkolnictwo łużyckie osiągnęło najniższy poziom. Powody był wielorakie. Przepisy wykonawcze z 1964 r. dały podstawę do spadku prestiżu języka łużyckiego. "Domowinie" formalnie zabraniono pozyskiwania uczniów do zajęć w języku łużyckim drogą ich namawiania. Poza tym uczestnicy pochodzący ze wsi byli dużym obciążeniem. W poszczególnych szkołach dyrektorzy próbowali, częściowo z powodów organizacyjnych, częściowo z niechęci wobec nauczania języka łużyckiego, zepchnąć lekcje języka łużyckiego na dalszy margines. Przede wszystkim w szkołach powiatu Wojrecy, Chociebuż i Budziszyn nauczanie w języku łużyckim odbywało się popołudniu, w niekorzystnym czasie (przeważnie między 15 i 18 godziną), ponieważ dzieci z sąsiednich gmin, które były związane dojazdem, nie mogły uczestniczyć. Zwiększenie zaś liczby godzin nauki uczniowie odbierali jako karę i w niektórych przypadkach pomimo życzeń rodziców nie uczęszczali na lekcje języka łużyckiego. Często zdarzało się, że uciekali oni z lekcji języka łużyckiego. Ponadto uczniowie w szkołach wyśmiewali nauczycieli języka łużyckiego i komentowali obwieszczenia przepisów wykonawczych: Przestań Pan z tymi lekcjami języka łużyckiego. One przecież tak czy owak będą zlikwidowane.[17] W jednej klasie zwymyślano ucznia od zdrajców, ponieważ chciał dalej uczęszczać na lekcje języka łużyckiego. Ponadto w niektórych powiatach inspektoraty oświaty wychodziły poza ustalenia siódmego przepisu wykonawczego. Powiatowy Inspektorat Oświaty w Wojrecach zdecydował, że ci rodzice, którzy życzą sobie, aby ich dzieci uczestniczyły w lekcjach języka łużyckiego, powinni o tym poinformować szkołę na piśmie.Szczególnie niepewna była sytuacja nauczycieli języka łużyckiego. Często reagowali oni z oburzeniem, strachem i rezygnacją. W taki sposób wypowiedziała się nauczycielka Łużyckiej Szkoły Średniej w Budziszynie: To jest jak za czasów faszyzmu. Państwo podobno wspiera Łużyczan, a przy tym niejednokrotnie nie pozwala werbować uczniów na zajęcia języka łużyckiego. To jest koniec Łużyc przypieczętowany przez państwo.[18] Sytuacje takie, jak w czasie socjalizmu narodowego, naturalnie nie miały miejsca, ale jest pewne, że pod koniec lat pięćdziesiątych i w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych doszło do wyraźnego ograniczenia wsparcia języka i kultury łużyckiej.W kolejnych latach przedstawiciele łużyccy wytrwale występowali przeciwko sztywnej linii siódmego przepisu wykonawczego. Z tego względu można było później odnotować kilka sukcesów w szkolnictwie łużyckim. To ukazuje rozwój wypadków w 1968 r., kiedy znaleziono wariant kompromisowy z czwartym przepisem wykonawczym. W następstwie tego pozwolono Domowinie od tej chwili, żeby radziła się rodziców i we współpracy ze szkołą werbowała uczniów na lekcje języka łużyckiego. Czwartym przepisem wykonawczym udało się zmodyfikować ważny brak z 1964 r. W zamian określono szczególnie prawo rodziców do informowania ich o wadach i zaletach nauczania języka łużyckiego. W ten sposób w następnych latach osiągnięto wyraźne zwiększenie ilości uczestników lekcji języka łużyckiego. Od początku lat siedemdziesiątych niezmiennie brało udział w tych zajęciach 5000 i 6000 uczniów. To mimo wszystko oznaczało zdwojenie liczb z okresu wydania siódmego przepisu wykonawczego.Ponieważ kontakty łużyckie z organizacjami małych grup etnicznych i mniejszości narodowych we wschodniej Europie od końca lat pięćdziesiątych były prawie całkowicie zabronione, dlatego Domowina była niewystarczająco poinformowana o tym, jak rozwijała się polityka w zakresie mniejszości narodowych w niektórych krajach Europy zachodniej. Nie wiedziała też, że formalne prawo o mniejszościach i małych grupach narodowych, które w NRD w latach pięćdziesiątych faktycznie obowiązywało, było stopniowo zawężane i zatraciło się[19].SED w drugiej połowie lat sześćdziesiątych dalej umacniała swój stosunek do i pozycję w Domowinie. Domowina zaś na VII Krajowym Kongresie w 1969 r. określiła siebie jako socjalistyczną organizację narodową[20], a opory wobec poszczególnych kroków ostatnio siódmego prawa wykonawczego względem prawa szkolnego z 1964 r. przełamywała, przyjmowała zwiększającą się formalizację w polityce narodowej. Z jednej strony towarzystwo formalnie zapewniało dalekosiężne możliwości używania języka i kultury łużyckiej, potwierdziła to w 1968 r. przyjęta nowa Konstytucja NRD, z drugiej strony wzrastała tendencja asymilacyjna w znacznej grupie Łużyczan, inicjowana bez konstruktywnych, skutecznych i całkowicie możliwych środków prewencyjnych.tłumaczył Mieczysław Balowski[1] SKA, D II 1.6. A, Bl. 140, 160. Stary Serbski Dom został w ostatnim tygodniu wojny całkowicie zburzony.[2] SKA, D II 1.7 C, Bl. 86; Ibidem, D II 3.5 D, Bl. 39.[3] Najpierw nie było planowej konstytucyjnej regulacji interesów nieniemieckiej części ludności, dopiero potem Łużyczanom udało się osiągnąć przyjęcie w Konstytucji jeszcze artykułu o ochronie mniejszości narodowych i małych grup etnicznych. Por. o tym: Nowa Doba 1948, nr 91, 5.10.[4] Nowa Doba 1949, nr 117, 8.10.[5] Dokładniej o tym patrz: G. Geißler, Schule: Streng vertraulich! Die Volksbildung der DDR in Dokumenten, hrsg. von G. Geißler, F. Blask, T. Scholze, Berlin 1996, s. 17.[6] Por. L. Elle, P. Schurmann, Domowina und SED 1947 bis 1950 eine Dokumentation, Lětopis 40 (1993) 2, s. 4968 (tu: s. 52).[7] H. Kosel, Die Sorbenpolitik der SED, der CDU und der LDPD in Sachsen von 1945 bis 1949, [praca magisterska], Berlin 1994, s. 79.[8] Cyt. za: E. Pech, Die Sorbenpolitik der DDR 19491970. Anspruch und Wirklichkeit, Bautzen 1999, s. 45.[9] F. Oelßner, Sorben und Deutsche haben die gleichen Interessen. Begrüßungsansprache auf dem III. Bundeskongreß der Domowina am 28. März 1955 in Bautzen, Bautzen 1955, s. 21.[10] L. Elle, Zur Entwicklung des sorbischen Schulwesens in der DDR, w: Beiträge aus dem Fachbereich Pädagogik der Universität der Bundeswehr Hamburg, hrsg. von L.R. Reuter, G. Strunk, Hamburg 1993, s. 10.[11] SAPMO-BArch, IV 2/13/382, Hausmitteilung im ZK der SED vom 31.5.1957 an die Abteilung Staats- und Rechtsfragen zu Schwierigkeiten bei den Wahlen im zweisprachigen Gebiet der Lausitz.[12] Por. E. Pech, Die Sorbenpolitik der DDR 19491970, op. cit., s. 76 i n.[13] SAPMO-BArch, IV 2/13/382, Entwurf einer Stellungnahme der Abteilung Staatliche Organe im ZK der SED vom Februar 1957 zur Lage im Bundesvorstand der Domowina und seinem Sekretariat und Einschätzung des Entschließungsentwurfs für den IV. Bundeskongreß.[14] Szerzej o tym: H. Weber, Geschichte der DDR, München 1985, s. 293 i n.[15] SAPMO-BArch, IV 2/13/382, Bericht über die Aussprache der Bezirksleitung Cottbus mit den Genossen der Domowina am 18.11.1957.[16] SAPMO-BArch, IV 2/13/384, Disposition für den Diskussionsbeitrag auf der Staatsfunktionärs-Konferenz in Babelsberg, HA Sorbenfragen, Bautzen 14.02.1959.[17] SAPMO-BArch, DY 30/IV/A2/13/132, Informationbericht der SED-Kreisleitung Bautzen über die neue Bildungskonzeption und die 7. DB vom 18.06.1964.[18] Por. B. Korjeńk, Doliny serbskeje wučby [Gefahren des Sorbischunterrichts], Předźenak 1993, 30.04.[19] L. Elle, Sprachenpolitik in der Lausitz. Eine Dokumentation 1949 bis 1989, Bautzen 1995, s. 24.[20] Rechenschaftsbericht des Bundesvorstandes der Domowina an den VII. Bundeskongreß, in: VII. Bundeskongreß der Domowina, Protokoll, Bautzen 1969, s. 11 i n.

Robert Brytan Czynniki rządowe i inne w Niemczech które częsta polemikują na temat sytuacji Łużyczan chętnie przywołując gwarancje konstytucyjne zawarte w artykułach Kraju Brandenburgii i Saksonii powinny zwrócić uwagę, czegonaprawdę dokonano w okresie tylko ostatnich 11 lat rządów. Pozwolę sobie na zacytowanie następujących faktów: - Natychmiast po zjednoczeniu Niemiec rząd federalny obciął większość centralnego wsparcia dla Łużyczan odrzucając jednocześnie wielokrotne apele "Domowiny" o zapis dla Łużyczan statusu oficjalnej mniejszości kulturalno-jezykowej. Status taki otrzymała 50 tys. mniejszość duńska zamieszkująca w Schleswig-Holstein. - Podczas ostatnich zmian administracyjnych w Niemczech, Kraj Brandenburgii i Wolne Państwo Saksonii zostało odtworzone w dawnych granicach, propozycje zjednoczenia terytorium obecnie zamieszkanego przez Łużyczan w jedna jednostkę administracyjna z prowincjonalnym statusem tzw. "Kraju" zostały całkowicie zignorowane, zachowując dawny podział Łużyc. - Do dnia dzisiejszego Łużyczanie jako mniejszość, nie są reprezentowani politycznie tak w parlamencie Federalnym, jak i w parlamentach Krajowych. - Ministerstwa Edukacji Brandenburgii i Saksonii oficjalnie zakażały nauczania w szkołach łużyckich przedmiotów takich jak matematyka, fizyka, chemia etc. w j. łużyckim. Nauka tych przedmiotów jest tylko dozwolona w j. niemieckim. - Do dnia dzisiejszego Rząd Saksonii odmawia udzielenie funduszy a telewizja MDR czasu na programy w j. łużyckim, pozostwiając w ten sposób 40 tys. Łużyczan bez dostępu do programów w ich własnym narodowym języku. Kraj Brandenburgii i telewizja ORB maja podobne podejście udzielając funduszy i czasu tylko na półgodziny program emitowany raz na trzy tygodnie dla ok. 20 tys. Łużyczan tam zamieszkałych. Nawiązując do spraw niszczenia wsi łużyckich i przymusowego przesiedlania mieszkańców tychże, porównywanie takiej sytuacji z podobnymi przesiedleniami tzw. "większości" jest mylne i wręcz fałszywe, ponieważ efektów oddziałujących na tzw. "większość" nie można porównać ze stratami, jakie dotknęły Łużyczan, utrata języka, kultury i ziemi. Jednym słowem całkowita denacjonalizacja. Faktem jest to ze w okresie 1945-1996 zniszczono 75 Łużyckich wsi i miasteczek, z których przesiedlono 25500 Łużyczan, a z których 90 % zostało w zaskakująco szybkim czasie wynarodowione, szczególnie dzieci i młodzież, która w miejscach przesiedlenia została pozbawiona dostępu do szkol oferujących edukacje w j. łużyckim i poprzednio posiadanych łużyckich ośrodków kulturalnych. Taka destrukcja osiedli łużyckich jest kontynuowana także dzisiaj i jest oficjalnie sankcjonowane przez rząd Brandenburgii. Jeżeli powyższe fakty byłby niezgodne z prawda, to naukowcy niemieccy jak i inni zajmujący się tzw. "fenomenem łużyckim" nie bili by w dzwony na alarm, głosząc Iz, jeżeli rząd niemiecki nie zmieni kierunku swojej polityki do Łużyczan, to za 20 lat j. dolnołużycki przestanie funkcjonować jako żywe medium komunikacji. Sytuacja językowa na Dolnych Łużycach jest wręcz katastrofalna pomimo wielkich wysiłków Towarzystwa Szkol Łużyckich i np. wprowadzenia "Witaj-projekt" który jest nowym sposobem nauczania po przez wczesna immersje w języku ojczystym, model wykształcony w Kanadzie który się cieszy wielkim sukcesem u Bretończyków, ponieważ posiada całkowite wsparcie rządowe we Francji a którego niestety brakuje w Niemczech. Fundusze rządowe udzielane na "Witaj-projekt" są znikome i cały czas są poszukiwani prywatni sponsorzy. Katastrofa języka jest bardzo ściśle związana z obcinaniem rządowych dotacji, które w latach 1991-2001 wyniosły aż 11 mil. DM.! W tym roku ponownie planuje się obcięcie 1 mil. DM i 500 000 tys. DM w każdym następnym roku! Tak drastyczne ciecia zpowodują tylko jedno, całkowite zamkniecie szkol i kulturalnych organizacji łużyckich! Już teraz, ze względu na ciągle zagrożenie zamknięcia szkol łużyckich lub redukcji w programach szkolnych, rodzice kierujący się dobrem i przyszłością dziecka rezygnują z edukacji w j. łużyckim zapisując dzieci do szkol niemieckich. Jeszcze raz jest to spowodowane dyskryminacja języka i ciągłymi cieciami budżetowymi! Sytuacja jest także widoczna w postaci znacznej redukcji napisów dwujęzycznych, tylko w ostatnich 11 latach pomimo Iz SA prowizje na takie napisy w prawach niemieckich. Lokalne władze tłumacza to zmniejszeniem budżetu, ale były tez takie argumenty w przypadku np. nowych oznakowań drogowych ze po prostu na napisy łużyckie nie wystarcza na tablicy miejsca! W przypadku np. nowo-wybudowanego dworca autobusowego w Budysinie, (Budysin jest kulturalna stolica Łużyczan) na brak tablic dwojezycznych tamże, "ojcowie miasta" po prostu odpowiedzieli Iz całkowicie o tym zapomniano! Po mimo gwarancji i teoretycznej możliwości wysyłania listów adresowanych w j. łużyckim, ludzie rzadko się na to jeszcze decydują,ˇponieważ wysłanie listu czy tez kartki urodzinowej wielokrotnie kończy się wędrówka tej przesyłki po wielu krajach słowiańskich, jeśli w ogóle dojdzie do adresata. Wytłumaczenie takich zajść przez pocztę niemiecka jest brak pracowników ze znajomością j. łużyckiego. A co "D" w kodzie pocztowym oznacza: "D-03042 Chosebuz"? Wyliczanie to można kontynuować jeszcze przez dłuższy czas, ale Łużyczanie tez nie pozostają bez winy. Jednym z przykładów może być rozłam w spójności ruchu łużyckiego na "Domowince" i "Ponasemu" który w obecnej sytuacji jest bardzo nie por zadany. Jednak prawa demokracji są tez i Użyczaną znane. Przedstawione powyżej fakty są łatwe do sprawdzenia dla osób zainteresowanych. Interpretacja praw dla Łużyczan przez władze niemieckie jak widać jest dosyć luźna i jednostronna. Doskonale o tym się przekonali łużyccy entuzjaści i decydenci, którzy zachłystując się demokracja w Niemczech w ostatnich latach potracili stanowiska w łużyckich organizacjach, chcąc nawiązać lub zacieśnić współprace z organizacjami w Czechach, Polsce i innych słowiańskich krajach, zostali posadzeni o "podżeganie sentymentów antyniemieckich i nacjonalizm"! Chciałbym tu przytoczyć znane mi osobiście imiona i nazwiska tych ludzi, aby uwiarygodnić to, co pisze, ale ze względów oczywistych tego nie mogę zrobić. Zresztą czy organizacje broniące praw człowieka podają nazwiska iadresy ofiar, które się do nich zgłaszają?! ZRÓDŁO / ZREDLO: - Disregard of the Cultural Rights of the Sorbian People in Germany/ 55th Session of the Commission on Human Rights Item 10 of the Provisional Agenda / Written Statement of the Society for Threatened Peoples Germany Forcing Minority Resettlement; - Resolution proposed by the German MSC The Council of the European Bureau for Lesser Used Languages at its Annual Assembly, held in Trieste on 31st March - 1st April 2000; - "Sorbian language use survey" - Euromosaic; - "Sorbian in Germany"- Euromosaic; - Norberg, Madlena "The Language-Shift Process in Lower Lusatia. A Sociolinguistic Case Study of the German-Sorbian Village of Hochoza/ Drachhausen." 1996; - Forster, Frank "Verschwundene Dorfer. Die Ortsabbruche des Lausitzer Braunkohlenrevieres bis 1993" Budysin 1996. - Pjech, Edmund "Politiske a socjalne wuwice Luziskich Serbow 1945-1989" SI 2000; prywatna korespondencja z członkami "Domowiny" i "Ponaschemu" Z psijaselskim postrowom!awtor teksta=========================== dyrektor Muzeum Łużyckiego w Budysinie Tomasz Nawka: - Dla nas strata jednej rodziny oznacza tyle, co dla Niemców strata jednego miasta - ŁUŻYCE - NIEMIECKI TYBETRedna Luzyca spsawna psijazna, mojich serbskich woscow kraj, mojich glucnych myslow raj, Cas ty psichodny, zakwis radostny! Och, gab muze stanuli, za swoj narod zelali, godne nimjer wobspomnjesa! HYSCI SERBSTWO NJEZGUBJONE! Nadal toczy się walka o dusze dzieci łużyckich. Odpowiedzią na notoryczne ciecia budżetowe przez niemieckie władze i ciągle groźby zamknięcia lub redukcji klas w łużyckich szkołach jest "Witaj-projekt?, który promuje naukę j. łużyckiego w przedszkolach i szkołach, niestety organizacja ta operuje na bardzo skromnych funduszach! Organizacje lub osoby prywatne zainteresowane, jaka kolwiek współpraca lub pomocą łużyckim szkoła mogą się zwrócić do Towarzystwa Łużyckich Szkol gdzie można nawiązać konkretne kontakty. Adres i numer konta bankowego, dla osób, które zechciałyby ewentualnie wesprzeć łużyckie szkoły finansowo, jaka kolwiek suma, nawet symboliczna !Serbske sulske towaristwo www.witaj.de email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. document.getElementById('cloak64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10').innerHTML = ''; var prefix = 'ma' + 'il' + 'to'; var path = 'hr' + 'ef' + '='; var addy64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10 = 'info' + '@'; addy64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10 = addy64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10 + 'sorbischer-schulverein' + '.' + 'de'; var addy_text64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10 = 'info' + '@' + 'sorbischer-schulverein' + '.' + 'de';document.getElementById('cloak64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10').innerHTML += ''+addy_text64bbbe1bf04cb0f11b7179bd7a061d10+'';  Ludmila Budarjowa psedsedar (przewodnicząca) tel. (0 35 91) 57 72 41 Beno Jurk zastupny psedsedar (zastępca przew.) tel. (03 57 96) 9 89 19Serbske sulske towaristwo z.t. pod gronidlom: "WITAJ-Fonds zweisprachige Erziehung" - Konto: 72 20 700 - BLZ: 870 700 24 - Banka: Nimska banka 24 Sorbischen Schulverein e.V. - Kennwort: "WITAJ-Fonds zweisprachige Erziehung" - Konto-Nr.: 72 20 700 - BLZ: 870 700 24 - Geldinstitut: Deutsche Bank 24 wjednica Maria Elikowska-Winkler (Pani Maria jest Polka) Sula za dolnoserbsku rec a kulturu Zylojska droga 37 03042 Chosebuz Luzyca Niemcy tel./ fax 0355 - 792829 email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. document.getElementById('cloakb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812').innerHTML = ''; var prefix = 'ma' + 'il' + 'to'; var path = 'hr' + 'ef' + '='; var addyb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812 = 'Niedersorbische_Sprachschule' + '@'; addyb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812 = addyb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812 + 't-online' + '.' + 'de'; var addy_textb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812 = 'Niedersorbische_Sprachschule' + '@' + 't-online' + '.' + 'de';document.getElementById('cloakb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812').innerHTML += ''+addy_textb508d8e0fe42e0c313c0f9e05864a812+''; "Domowina" Postowe Namesto 2 02625 Budysin Luzyca Germany Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. document.getElementById('cloak434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62').innerHTML = ''; var prefix = 'ma' + 'il' + 'to'; var path = 'hr' + 'ef' + '='; var addy434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62 = 'domowina' + '@'; addy434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62 = addy434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62 + 't-online' + '.' + 'de'; var addy_text434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62 = 'domowina' + '@' + 't-online' + '.' + 'de';document.getElementById('cloak434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62').innerHTML += ''+addy_text434d5aa1a24010d093d897d8efa12b62+'';  www.sorben-wenden.deFotografie jednej ze zniszczonych wsi łużyckich Wochozy (Nochten) 

Serbska ludowa Strona - Wendishe Volkspartai - petycja z 4/2007Serbska ludowa Strona - Wendishe Volkspartai - petycja z 3/2007Serbska ludowa Strona - Wendishe Volkspartai - petycja z 2/2007Serbska ludowa Strona - Wendishe Volkspartai - petycja z 1/2007 

Opole, 21.08.2001Kanclerz FederalnyGerhard SchröderUrząd KanclerskiWilly Brandt Str 110557 BerlinS zanowny Panie KanclerzuDecyzją władz szkolnych Saksonii ma zostać zamknięta szkoła średnia w łużyckiej miejscowości Chrósćicy (Croswitz).Tym samym likwidacji ulegnie jedna z sześciu szkół z łużyckim językiem nauczania. Dla Serbołużyczan jest to cios tym dotkliwszy, że od kilku lat podejmują oni w ramach projektu WITAJ energiczne wysiłki zmierzające do ochrony i rewitalizacji swej zagrożonej substancji narodowej.Zamknięcie szkoły w Chrósćicach uzasadniane jest potrzebą dostosowania sieci szkolnej do zmieniającej się sytuacji demograficznej.Jednak argumenty zasadne w odniesieniu do całego Wolnego Państwa Saksonii, tracą na racjonalności w odniesieniu do małego, 60-tysięcznego narodu. Serbołużyczanie nie posiadają własnej państwowości. Dla nich państwem macierzystym jest Republika Federalna Niemiec. Dlatego Panie Kanclerzu liczymy, że zechce Pan zaangażować swój autorytet w tą, z perspektywy Urzędu Kanclerskiego z pewnością drobną, lecz dla narodu serbołużyckiego mającą fundamentalne znaczenie, sprawę.W imieniu Opolskiego Oddziału Towarzystwa Polsko-SerbołużyckiegoProf. Dr hab. Leszek KuberskiPrzewodniczący Piotr PałysWiceprzewodniczącyOpole, den 21.08.2001Herrn Bundeskanzler Gerhard Schröder Bundeskanzleramt Willy Brandt Str.1 10577 BerlinSehr geehrter Herr Bundeskanzler,Laut Beschluss der Schulbehörde Sachsens soll in der lausitzer Ortschaft Chróścicy (Croswitz) die Sorbische Mittelschule Croswitz geschlossen werden.Damit wird eine von sechs Mittelschulen mit der wendischen Sprache liquidiert. Für die Sorben ist es ein schmerzvoller Schlag, weil sie seit ein paar Jahren im Rahmen des Projektes "WITAJ" energische Bemühungen ergreifen, die zum Schutz und der Revitalisierung ihrer bedrohten Volkssubstanz führen. Die Schließung der Schule in Croswitz wird mit dem Bedürfnis der Anpassung des Schulnetzes an die verändernde demographische Situation begründet.Die auf den ganzen Freistaat Sachsen bezüglichen Argumente verlieren jedoch in Bezug auf das kleine 60.000-Bürger-Volk ihre Zweckmäßigkeit. Die Sorben besitzen kein eigenes staatliches Eigentum. Ein Mutterland für sie ist die Bundesrepublik Deutschland. Deshalb hoffen wir, Herr Bundeskanzler, dass Sie Ihre eigene Autorität für eine Angelegenheit engagieren möchten, die mit Sicherheit von der Perspektive des Kanzleramtes eine kleine, aber die für das sorbische Volk die fundamentale Bedeutung hat.Im Namen Opolskiego Oddziału Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego (Polnisch - Sorbische Gesellschaft in Opole):Prof. Dr hab. Leszek KuberskiVorsitzenderPiotr Pałys Stellvertreter

Krzysztof R. MAZURSKI (Wrocław) Środowisko wrocławskich krajoznawców, we współpracy - niezwykle wszechstronnej i bogatej, z całym dolnośląskim zapleczem, odznacza się szczególną aktywnością i wyrazistością na tle kraju. Wynika to co najmniej z dwóch przyczyn. Po pierwsze, w stolicy Śląska utworzył się jeden z największych ośrodków naukowych i akademickich w Polsce. Po drugie, mieszkańcy - zwłaszcza potomkowie pokolenia pionierów z lat czterdziestych, spragnieni i ciekawi byli i są przeszłości i tradycji regionu, w którym tworzą od sześćdziesięciu niemal już lat nową społeczność. Znalazło to wyraz we wzmożonej aktywności krajoznawczej w ramach Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, która na Dolnym Śląsku rozpoczęła swoisty "złoty" okres na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Musiała ona znaleźć ujście w formie publikacji, które zapełniłyby lukę na rynku wydawniczym, a które dałyby szansę na upowszechnianie wiedzy regionalnej, nie znajdującej miejsca w programach szkolnych i środkach masowej informacji. Stąd też w Okręgowej Komisji Krajoznawczej PTTK we Wrocławiu pojawiła się inicjatywa wydawania własnego periodyku o charakterze krajoznawczym. Udało się ją wszakże zrealizować dopiero nieżyjącemu od wielu już Witoldowi Preliczowi w ramach działalności programowej Oddziału Wrocławskiego. Okazało się po wydaniu pierwszych kilku, powielaczowych numerów, iż zapotrzebowanie na tego rodzaju wiedzę jest bardzo duże. Redakcja postanowiła tedy dokonać ich reedycji w nowej formie (A5), utrzymanej do końca.Przez wiele lat - od 1970 r., periodyk "Informator Krajoznawczy" jako kwartalnik doskonalił szatę, stale jednak skromną, uwarunkowaną ówczesnymi możliwościami poligraficznymi i finansowymi, wzbogacał tematykę i zespół autorski. Czasopismo zaczęło być coraz wyżej cenione, ale w miarę lat zaczęły pojawiać się różne trudności: finansowe, cenzorskie. Dlatego też zmieniały się, choćby nawet częściowo, by zaspokoić formalne oczekiwania niektórych donatorów, tytuły, numeracje, co spowodowało też spore komplikacje w opisie bibliograficznym. Niemniej jednak było to ciągle to samo czasopismo. Kryzys lat osiemdziesiątych przyniósł spadek jakości poligraficznej, która wyraźnie wzrosła w następnej dekadzie. To już był dobry poziom. Ale też wolny rynek, ograniczanie dotacji państwowych i, co szczególnie szokujące, samorządowych spowodowały w końcu upadek tytułu, który przestał ukazywać się w 1999 r. Wielka to szkoda, ponieważ blisko trzydziestoletni dorobek redakcji jest niezwykle cenny i znaczący nie tylko w upowszechnianiu zdobyczy nauki, ale i jej wzbogacaniu, jako że w "Informatorze Krajoznawczym" ukazało się wiele przyczynków i opracowań o niezaprzeczalnie oryginalnym, naukowych charakterze.Jednym z interesujących wątków tematycznych są Łużyce - rozumiane oczywiście w swoim historycznym zasięgu, a więc także w obrębie państwa polskiego. Zainicjowany on został drobnym przyczynkiem nestora ówczesnego krajoznawstwa Zbigniewa Martynowskiego, specjalisty w zakresie toponomastyki i sztuki, by zaraz zostać zarysowany w ogólnym zakresie przez inicjatora periodyku i jego pierwszego redaktora Witolda Prelicza. W miarę zagłębiania się dolnośląskich krajoznawców w problematykę łużycką przybywało znawców tematu, a tym samym i publikacji. Ze względu na ograniczony zasięg czasopisma wydaje się potrzebne udostępnienie szerszemu kręgowi zainteresowanych tytułów publikacji łużycoznawczych, gdyż niejednokrotnie notuje się, w różnych zresztą kręgach, "wyważanie otwartych drzwi". Tytuł dostępny jest przede wszystkim w Regionalnej Pracowni Krajoznawczej przy Oddziale Wrocławskim PTTK, a ponadto m.in. w Gabinecie Śląsko-Łużyckim Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu i Bibliotece Narodowej.SPIS BIBLIOGRAFICZNY1. Zbigniew Martynowski: Zamek "Czocha". 1971 nr 1(5) s. 16-19.2. Witold Prelicz: Zarys historii Łużyc. 1971 nr 3(6) s. 30-35.3. Zbigniew Szkolnicki: Prasa na Łużycach. Materiały Krajoznawcze, lipiec 1975 s. 51-52.4. Krzysztof R. Mazurski: Zarys genetyczny zachodniosudeckich nazw miejscowych. Materiały Krajoiznawcze, marzec 1978 s. 50-55.5. " : Z dziejów rodów śląsko-łużyckich. IK, czerwiec 1978 s. 3-10.6. " : Zarys początków Turoszowa. j. w., s. 11-16.7. " : Z historii dóbr czajkowskich. IK, czerwiec 1979 s. 1-6.8. " : Pierwsi posiadacze Bogatyni. j. w., s. 43-46.9. " : Z wczesnych dziejów Łużyc Górnych. IK, marzec 1980 s. 46-55.10. " : Z historii Sulikowa. 1980 nr 4 s. 12-13.11. Ewald Müller: Królowie Wendów w historii i podaniach. IK, marzec-czerwiec 1981 s. 53-56.12. Krzysztof R. Mazurski: Jakub Böhme - mistyk ze Starego Zawidowa. IK, wrzesień-grudzień 1981 s. 36-42.13. Luiza Panster: Oświecenie na Łużycach a Łużyczanie. 1982 nr 1-2 s. 30-33.14. Krzysztof R. Mazurski: Zburzenie zamku Trzcieniec. j. w., s. 39-42.15. " : Źródła do wczesnych dziejów Łużyc Wschodnich. 1982 nr 3-4 s. 40-46.16. " : Z leczniczych tradycji Sulikowa. 1983 nr 3-4 s. 35-37.17. Krzysztof R. Mazurski, Władysław Martynowski: Problem granicy Zagozdu w świetle dokumentu z 1241 roku. 1984 nr 3-4 s. 17-22.18. Krzysztof R. Mazurski: Lwiniec i Świeradów Zdrój. j. w., s. 23-26.19. " : Przyczynki wschodniołużyckie. 1985 nr 41 s. 42-47.20. " : Marijny Doł nad Nysą Łużycką (NRD). 1986 nr 42 s. 33-36.21. " : Pančicy-Kukow na Łużycach Górnych. 1986 nr 43 s. 50-52.22. " : Ośrodki ewangelicyzmu na Łużycach Górnych. 1986 nr 44 s. 40-43.23. " : Ruiny zamku w Korzyniu (Góry Łużyckie). 1987 nr 46 s. 19-21.24. Tadeusz Kusiak: Dawne obyczaje i legendy Łużyczan. 1987 nr 48 s. 25-36.25. Krzysztof R. Mazurski: Z dziejów Unięcic. 1988 nr 50 s. 31-38.26. " : Zamek Karlsfried nad Nysą Łużycką. 1988 nr 52 s. 46-47.27. Wolfgang J. Brylla: Żarski kompozytor [G. Ph. Telemann]. 1989 nr 54 s. 18-21.28. Krzysztof R. Mazurski: Łużyce 1945-1950. 1989 nr 56 s. 47-54.29. " : Rjana hornja Łužica. 1991 nr 59 s. 26-40.30. " : Z przeszłości Węglińca. Wędrowiec - Wrocławskie Zeszyty Krajoznawcze 1996 nr 1-2/96 (IK 74-75/W 17-18) s. 56-61.

Przemysław Mrugacz Grody słowiańskie pierwotnie o charakterze niemal wyłącznie obronnym, z czasem oprócz znaczenia strategicznego, odgrywały również ważną rolę w organizacji polityczno - terytorialnej, administracji, sądownictwie, gospodarce i jako ośrodki kultu. Wielość funkcji zatem nie pozwala na przedstawieniu w tak krótkim referacie opisu grodów w sposób przekrojowy a jedynie wyróżnienie tych cech charakterystycznych dla grodów na Łużycach, które wyróżniają je od reszty osad grodowych słowiańszczyzny .Badając literaturę przedmiotu daje się zauważyć znamienny fakt: niezwykle bogata jest literatura dotycząca plemion słowiańszczyzny połabskiej, skromna natomiast - ta dotycząca osadnictwa między Nysą Łużycką a Łabą, szczególnie dotyczy to Łużyc Dolnych. Wcześniejsza utrata niepodległości, skromniejsze badania archeologiczne, mniejsze zaludnienie, wreszcie brak źródeł pisanych powodują niechęć wśród badaczy tego okresu do zajmowania tematem mojej pracy.Zająć się chciałem grodami na terytorium Łużyc ograniczając się do okresu w którym grody te zamieszkiwała w pełni wolna i suwerenna ludność słowiańska. Późniejsze losy często zapomnianych grodzisk, bądź to wpisują się w historię miast niemieckich1 bądź stanowią osierocone i zaniedbane pomniki przodków.Pierwszorzędne znaczenie odgrywają grody w procesie kształtowania się osadnictwa słowiańskiego na ziemiach zachodnich jak i później gdy grody te stanowić musiały swego rodzaju forpocztę w zmaganiach z ekspansją niemiecką. I tak przechodzimy do pierwszego poważnego problemu jaki chciałbym poruszyć w tym opracowaniu. Problem ten stanowi pytanie o czas powstania grodów.Niegdyś budowę grodów wraz z wałami obronnymi datowano dla zachodniosłowiańskiej grupy osadniczej w tym i na terenach Łużyc na VI i VII stulecie. Budowę tychże grodów wraz z wałami je okalającymi na terenie Europy środkowo- wschodniej wiązano już z okresem merowińskim, sądząc, że wraz z przybyciem Słowian na te terytoria jednocześnie rozpoczęła się faza intensywnego zagęszczania sieci osadniczej a najbardziej widocznym przejawem było właśnie wznoszenie ufortyfikowanych grodów, i proces ten miał trwać aż do końca wieku X.2, czyli ostatecznej utraty niepodległości.Tymczasem nowsze badanie archeologiczne przeczą tej tezie. Wśród archeologów niemieckich zajmujących się tym problemem w ostatnich latach powołać się należy przede wszystkim na Henninga który to badacz uznaje, że największy przyrost budowy grodów słowiańskich na Górnych i Dolnych Łużycach miał miejsce dopiero w końcu IX wieku!Przy analizie osadnictwa plemion zachodniosłowiańskich należących do grupy południowej oprzeć się musimy przede wszystkim na osiągnięciach archeologii, pierwsza bowiem wzmianka o okręgach grodowych łużyczan pochodzi dopiero z połowy IX w.3 Żadne źródła pisane zatem nie naświetlą nam historii grodów, kiedy mowa o osadnictwie słowiańskim i kilkuwiekowej tradycji rozwoju grodów. Problem dokładniejszego określenia czasu powstawania grodów na Łużycach obrazuje nam skale problemu badawczego jaki stoi dziś przed archeologią. Przez całe lata utrzymywał się w archeologii Polskiej i Niemieckiej pogląd, że proces budowy grodów na Łużycach jako dobrze ufortyfikowanych jednostek administracyjnych - XXX civitates 4- rozpoczął się już we wspominanym VII w., tymczasem Joachim Henning w swych pracach badawczych5 oprawszy się na analizie dendrolochronologicznej6 doszedł do zupełnie innych wniosków. Metoda ta wymaga dobrze zakonserwowanych pni drzew, które poza środowiskiem bagiennymi i rzecznymi są stosunkowo rzadko zachowane w stanie kopalnym. Jednak dzięki prowadzonym pracom wykopaliskowym udało zdobyć niezbędny materiał badawczy głównie ze studni i aż 25 wałów obronnych grodów Dolnołużyckich [7].Podczas analizy dendrologicznej okazuje się, że wały obronne w grodach na Łużycach powstawały w zupełnie innych przedziałach czasu. Od bardzo wczesnych aż po dość późne ( jak na przykład osada w Duben8) dlatego też nie jest możliwa unifikacja wyników badań dla tego regionu. Proszę sobie wyobrazić jaką trudność przysparza archeologom wyciąganie ogólnych tez odnośnie mieszkańców grodu, ich życia i działalności skoro trudno jest nawet jednoznacznie określić dokładną datę budowy grodów. Osobnym problemem jest lokalizacja wymienionych grodów i umieszczenie ich na mapie archeologicznej Łużyc (np: Liubusa wzmiankowany trzykrotnie przez Thietmara) Pomniejsze grodziska są ponadto obecnie zbyt mało czytelne w terenie, wiele z nich uległo zniszczeniu w wyniku prac ziemnych albo znajduje się teraz na obszarze gęsto zaludnionym. Podstawowym elementem pozwalającym w trakcie badań archeologicznych stwierdzić czy dana warstwa kulturowa i przedmioty lub ślady budynków w niej odkryte są pochodzenia słowiańskiego jest ceramika.Jednym z typów ceramiki charakterystyczną dla wielu ośrodków na Łużycach jest ceramika typu Tornow (zespół osadniczy typu Tornow-Klenica), z charakterystycznym dwustożkowym kształtem i plastycznym ornamętem. (Ryc. 24 Leciejewicz Słowianie Zachodnii str. 85)I to właśnie Tornow, Koło Calau (dawniej Tarnów) jest przykładem doskonale przebadanej osady wraz z przyległym gródkiem schronieniowym, istniejąca w kilku fazach od VII/ VIII po X wiek. Całe stanowisko przebadano w sposób "totalny" tzn., że odnaleziono takie elementy jak: droga, granice pomiędzy gospodarstwami, miejsce pędzenia dziegciu. Odróżniono budynki gospodarcze od mieszkalnych, a także odnaleziono kuźnię i pracownię garncarską. Tornow skupiał na początku swego istnienia przy grodzie schornieniowym 8 podobnych wielkością gospodarstw, zamieszkanych najpewniej przez wielkie rodziny, liczące w sumie ok. 300 osób10. Na miejscu Gródka schronieniowego powstał tam później silnie ufortyfikowany gród (o powierzchni 0,4 ha, otoczony wałem drewniano ziemnym z zasiekiem) - siedziba wielmoży i jego drużyn. (Rys wg. J. Hermann).Przyjrzyjmy się teraz grodom które powstały w ostatniej ćwierci IX wieku. (od 875 do 900)11 Presenchen - osada położona nieco na południe od Tornow z szerokim, 60 metrowym wałem obronnym. Dzięki stosunkowo dużej liczbie wykopanych drzew nadających się do analizy dendrologicznej ( przede wszystkim 300 letnich dębów ) udaje się z wielką precyzją określić momenty budowy i przebudowy wałów obronnych. Z wielkim prawdopodobieństwem możemy określić wiek powstawania wału na rok 886. W podobnym przedziale czasowym powstawał i przebudowywał się grody na Dolnych Łużycach takie jak Ragów, Zieckau jak i Lübbenau gród leżący nad Sprewą wybudowany niedługo przed 900 rokiem.Innym ciekawym przykładem grodu istniejącego na terytorium Dolnych Łużyc jest Lűbben, gród ten powstał przy dogodnym przejściu przez rozlewiska doliny Sprawy. Na piaszczystej wydmie, wyniesionej 4 m. nad poziom otaczających ją bagnistych terenów. Badania wykopaliskowe (prowadzone w latach 1966-67) pozwoliły stwierdzić, że dwufazowy gród broniony był pojedynczym wałem i nawodnioną fosą, Ustalono także, że młodszy wał, postawiony na miejscu starszego, wykraczał poza pierwotny obwód. Co świadczyć ma o tendencjach rozwojowych grodu. Pierwotne wejście do grodu prowadziło przez płaską groblę. Do zabytków ruchomych należała ceramika także typu Tornow.12 Dzięki zintensyfikowaniu badań niemieckich archeologów w latach dziewięćdziesiątych więcej możemy powiedzieć o grodach wcześniej zupełnie nie znanych, a odkrywanych np.; dzięki zdjęciom lotniczym. (tak uzupełniono wiedze o najbardziej na zachód wysuniętym grodzie łużyckim Dahme nad rzeką o tej samej nazwie.)Ważniejszym grodem plemienia Łużyczan był też Dobryług- Doberlug osada na terenie Dolnych Łużyc, leżąca wśród bagnistych nizin na wschodnim brzegu Małej Elstery przy drodze do Chociebuża. Więcej możemy powiedzieć dziś o osadnictwie w Luckau gdzie prowadzono badania w 2 miejscach Luckau i Luckau-Fressdorf. W Luckau właśnie prowadzono w latach 95', 96' badania na wzgórzu zamkowym gdzie odkryto szczątki wczesnośredniowiecznej osady pod murami powstałego później na tym miejscu zamku13. Odkryto tam ślady ceramiki wspomnianej tu grupy typu tornow, i tym samym ustalono kogo siedzibą była ów osada. [14] Właśnie częstą konsekwencją istnienia grodu były narodziny miasta rozwijającego się stopniowo z podgrodzia. Proces ten został zakłócony na Łużycach jak i później całej Słowiańszczyznie Połabskiej przez żywioł germański zdolny do wchłonięcia ewoluujących skupisk osadniczych, wymazując ich dawny słowiański charakter. Liczne na Łużycach są przykłady grodów które z czasem zamieniały się w grodziska, z wałem pierścieniowatym świadczącym tylko o swym dawnym istnieniu i obronnych funkcjach w przeszłości.Na Dolnych Łużycach liczne są grody których największy rozwój przypada dopiero na lata od 900 do 914 r. takie jak Duben, Beesdau, Langengrassau, Kaden, Saßleben Przyp 23. Jak i jeszcze później, przyjmując periodyzacje za Henningiem w latach 917-931 oraz 932-947.Czas na parę ogólnych twierdzeń dotyczących grodów na Łużycach.Przyjąć musimy apogeum rozwoju budowlanej działalności (przynajmniej takiej działalności o której mamy dostateczne dane), że przypada ona na lata 891-893. Intensywna budowa i rozbudowa wałów obronnych łużyckich grodów w tym okresie wydaje się być logiczną konsekwencją zagrożenia ze strony germańskich najeźdźców. Później daje się zaobserwować spadek działalności budowlanej co sygnalizować może spokojniejsze czasy. Wyprawy zaczepne Henryka z polecenia jego ojca księcia Saksonii Otta, przeciw Słowianom od 905, 906 doprowadziły do dalszej intensyfikacji rozbudowy grodów i ich obronnych funkcji. Od roku 932 wiedza archeologiczna przeplata się z nieco bogatszą wiedzą ze źródeł historycznych.Kryterium lokalizacji grodu była trudna dostępność terenu. Na terytorium Łużyc występują zatem grody usytuowane na bagnach (te z oczywistych względów najbardziej charakterystyczne miały jednocześnie wyodrębnić gród z reszty krajobrazu), wyspach, półwyspach, naturalnych wzniesieniach i górach a także przy ujściach i zakolach rzek. Duża obronność naturalna tych terenów była czasem przyczyną, że wały obronne budowano tylko od najbardziej dostępnej strony, a na krawędziach stromych zboczy wznoszono jedynie umocnienia palisadowe [15]. Budowa taka wydatnie zmniejszała nakład pracy włożonej w budowę umocnień. Warto wspomnieć tylko, że wzniesienie przeciętnego grodu wymagało ok. 5-8 tysięcy dni pracy, niektóre zaś umocnienia wymagały nawet 20- 40 tyś dni pracy. [16] Na Łużycach podobnie jak w Czechach konstrukcje wału drewniano- ziemnego posiadają dodatkowo licowanie kamienne co niewątpliwie wyróżnia je spośród innych tego typu konstrukcji i jest charakterystyczne dla budownictwa wyżynnego.Grody na Łużycach tworzą wyraźny pas osadniczy. Pas ten w kierunku wschodnim nie przekraczał Sprawy, na co mamy wyraźne dowody u Thietmara. Problem dyskusyjny to sprawa lokalizacji grodu głównego (plemiennego) łużyczan którym była jak się powszechnie mniema Liubusua (Luibusua, Lubusza, Lubisz). Lokalizacja grodu jest dotąd sporna. Próbowano utożsamić go z Lubuszem nad Odrą, Lubiążęm. Ttwierdzono że Liubusua jako gród główny leży na terenie dzisiejszego miasta Lűbben nad Sprawą , przy trasie prowadzącej do Dolnych Łużyc. Na południe od miasta zachowało się bowiem znaczne grodzisko pierścieniowate o którym była mowa wyżej [17].Hipotez jest zresztą wiele, jak ta, że chodzi tu o wieś Lebusa położonej w obwodzie Herzbergskim [18]. Jednak to nie próby lokalizacji osad są tematem tej pracy a próba weryfikacji tego co wiemy o już odkrytych grodach.Możemy zatem wskazać pewne cechy charakterystyczne grodów na Łużycach.Grody te cechuje w zestawieniu z innymi grodami słowiańskimi stosunkowo znaczna liczba zapożyczeń architektonicznych, o ile typowo słowiański charakter zachowują konstrukcje wałów obronnych grodu, o tyle na przykład budownictwo mieszkalne utraciło wiele cech rodzimych będąc pod wpływem wyżynnego budownictwa sudecko-alpejskiego [19] (Łużyce Górne) lub innych wpływów germańskich wyrażających się w tendencji łączenia pomieszczeń mieszkalnych i gospodarczych pod wspólnym dachem (zarówno Górne jak i Dolne Łużyce). Co jednak nie stoi w sprzeczności z tendencją budowy słowiańskich typów chat o niewielkich rozmiarach wyraźnie innych od rozległych budynków mieszkalnych w strefie germańskiej.Często nawet w dobrze zachowanych grodach trudno jest stwierdzić jaki był pierwotny charakter osady. Na Łużycach istnieć musiały m.in. grody o charakterze wyłącznie militarnym (wskazywać na to miało słabe zasiedlenie, lecz jednocześnie duże rozmiary), położone w strategicznych punktach, zwłaszcza przy przejściach rzecznych. Zalicza się do nich niewielki gród w Kleszczowie i koło wsi Jaryń [20]. W przypadku tego drugiego istnieje z kolei także inna hipoteza. Gród ten należeć miał do jednego z małych plemion Łęgów- Łużyczan. Umiejscowiony w południowej części Dolnych Łużyc (dziś Gehren pow. Luckau) na szczycie sześćdziesięciometrowej Góry Jaryńskiej. Wykopaliska wskazują, że mieściła się tu kącina. Położenie grodu wskazuje, że mógł być on siedzibą kapłanów Jarowita, lecz hipoteza ta zdaje się być nazbyt dowolna i nie poparta faktami. Jaryń identyfikowany jest z grodem Jarynia (Thietmar 1010) brak jednak innych wiadomości o tym grodzie.Podsumowanie.Oprócz źródeł historycznych takich jak opisy Ibrachima Ibn Jakuba dotyczących w pewnym stopniu całej Słowiańszczyzny Zachodniej, nie ma takich które opisywały by nam osadnictwo grodowe na Łużycach. Z kolei osiągnięcia archeologii w tej dziedzinie, choć trudne do przecenienia są wciąż niedostateczne i niepełne. Bazować zatem musimy na analizie porównawczej sprowadzającej się do komparatystyki wyników badań grodów na terytoriach Słowian i przyjmowaniu, że na całym tym terytorium występowały podobne czy wręcz identyczne zależności i procesy. Może być to myślenie zgubne gdy się zważy, że każde z plemion budowało swe grody i ustalało w nich swój społeczny porządek w nieco innych uwarunkowaniach geopolitycznych.1 Twory osadnicze pomiędzy Łabą a Odrą, ukształtowane już w państwowości niemieckiej u których podstaw leżały dawne słowiańskie osiedla grodowe, dość wymienić: Brennę- Brandenburg, Budziszyn-Bautzen, Miśnię-Meissen, Mechlin- Meklemburg, Lubekę, Roztok, Racibórz-Ratzeburg i wiele innych.2 Skuteczny podbój terytorium Łużyczan rozpoczął się już w 932 r. kiedy to Henryk I Ptasznik zdobył gród Liubusa, całkowite włączenie do państwa niemieckiego nastąpiło w 963 r. (margrabia Gero, połączywszy swoje wojska ze Słowiańskimi i wtargnął do Łużyc.)3 Geogr. Bavarski Lib. VI, c. 22, .Geograf wymienia "Lunsizi ciuitates XXX"- 30 okręgów grodowych, co stawiałoby Łużyczan rzędzie najliczniejszych plemion zachodniej słowiańszczyzny.4 t. j. grody, w starym znaczeniu miejsca obronne.5 Archäologische forschungen an ringwällen in niederungslage:die Niederlausitz als Burgenlandschaft des óstlichen Mitteleuropas im fruhen Mittelalter in: Fruhmittelalterlicher burgenbau in mittel - und Osteuropa, pod red. J. Henning, A. Ruttkay6 Metoda dendrologiczna polega na obserwacji słojów przyrostu rocznego drzew, które zmieniają się w zależności od temperatury i wilgotności w danym roku, a w szczególności w okresach wiosennym i letnim. Słoje szersze odpowiadają latom korzystniejszym dla danego gatunku drzew, słoje wąskie- latom mało korzystnym. W ten sposób powstają określone sekwencje węższych i szerszych słojów, na których podstawie można porównywać poszczególne pnie drzew kopalnych. Por. Najdawniejsze dzieje ziem polskich, tom 1 w: Wielka Historia Polski, pod. red. P. Kaczanowski, J.Kozłowski. Kraków 1998. str.257 Badania te prowadził przede wszystkim K. U. Heußner.8Archäologische forschungen an ringwällen in niederungslage.... tamże, str. 179 Osada identyfikowana przez niektórych naukowców jako słowiańska już od VI w.10 L. Ledciejewicz. Słowianie Zachodni. Warszawa 1989, str. 9511 Archäologische forschungen an ringwällen in niederungslage.... tamże, str. 1312 Słownik Starożytności Słowiańskich, encyklopedyczny zarys kultury Słowian od czasów najdawniejszych, pod. red. W Kawalenki, G.Labudy, T. Lehra- słpławińskiego. T.8, cz. II. Str. 400.13 Archäologische forschungen an ringwällen in niederungslage.... tamże, str. 1714 rozwój grodu z ceramiką typu tornow na terenie wzgórza zamkowego w Luckau datuje się na lata 901- 916, lecz nie wyklucza to wcześniejszej egzystencji grodu istniejącego w paru gazach.15 SSS. T.2, cz.I, str 169.16 Leciejewicz Słowianie zachodni. Warszawa 1989. Str 93-9417 SSS. T.3, cz. I, str 82.18 P. J. Szafarzyk, Słowiańskie starożytności. Poznań 2003. Str. 71719 Na Łużycach górnych przeważą tzw: "tikowana kreza", tj. chałupa o ścianach szkieletowych, często dwukondygnacyjnych, dwukondygnacyjnych tzw. Wyżką, charakterystyczną dla terenów górzystych. Na Łużycach Dolnych przeważała "bolovana kreza", parterowy dom drewniany. Jest to chałupa jednoizbowa pod dwuspadowym dachem. Budownictwo mieszkalne. Za: SSS. T I, cz I, s. 18.20 SSS. T.2, cz,1 str.324.

Kuba Graczyk Pogaństwo de facto kult, co z łaciny można tłumaczyć "oddawanie czci", czyli jest to zewnętrzny wyraz religii, polegający na wewnętrznym podporządkowaniu się zjawiskom czy istotom nie z tego świata1.Wiódł on prym na ziemiach europy wschodniej począwszy od VI w.2 Badacze poświęcają wiele miejsca obrządkom pogrzebowym starszych i młodszych faz średniowiecza na terenie Europy, poświecona jest tam mianowicie uwaga kwestiom prawidłowości w rytuale pogrzebowym. Zainteresowanie zagadnieniem elementów pogańskich na cmentarzyskach wczesnochreścijanskich jest związane z jednej strony z brakiem całościowych ujęć tej problematyki, a z drugiej z chęci weryfikacji i sądów na temat przeżywania się elementów pogańskich w okresie rozpowszechniania się chrześcijaństwa. Zwrócono szczególna uwagę na elementy wierzeń pogańskich, obecnych na cmentarzyskach w układzie szkieletu w grobie, oraz w wyposażeniu grobowym. Chronologia i zakres pracy dotyczy przedziału pomiędzy X a XIII wiekiem, natomiast teren obejmuje cmentarzyska Słowiańszczyzny Południowo - Zachodniej.Religia obejmuje swoim zasięgiem wszystkie dziedziny życia, towarzyszy narodzinom i śmierci, pełni trzy podstawowe funkcje: ziemską, która udziela człowiekowi pomocy w życiu doczesnym, posługując się mocami nadprzyrodzonymi - funkcje eschatologiczną, związaną z życiem pozagrobowym człowieka i funkcję kontemplacyjną, szukającą kontaktu ze światem nadprzyrodzonym, tzw. bezinteresowną [3].Miejscami kultu mogły być: dom, zagroda, czy miejsce na łonie natury. Słowianie traktowali z ogromna czcią wszystkie miejsca kultu. Znaczenie kultowe mogły mieć niewielkie wyniesienia w terenie, gdyż przypuszczano, że są one uprzywilejowane przez siły nadprzyrodzone. Za takie miejsce uważano Ślężę, o czym pisze Thietmar, gdzie znaleziono ślady osadnictwa z IX - XI w [4].Wierzenia pogańskie zaspokajały potrzeby emocjonalne i konceptualne ludności. Unifikowały się tak ściśle z wyznawcami, że nawet następująca w X w. infiltracja chrześcijaństwa nie poczyniła w niż zdecydowanych rozłamów [5]. Chrześcijaństwo dezintegrowało z czasem elementy pogańskie, wspierając ich komponenty, począwszy od X w., jednak niektóre ingredienty religii pogańskiej i chrześcijańskiej, szczególnie, jeśli chodzi o obrzędy pogrzebowe i kult zmarłych wiązały się ze sobą i trwały wspólnie tworząc synkretyzm religijny. Infiltracja aspektów pogaństwa i chrześcijaństwa czytelna jest w okresie wczesnego średniowiecza w obrządku pogrzebowym [6].Przez obrządek pogrzebowy rozumiemy kompleks obrzędów religijnych stanowiących zewnętrzną formę kultu zmarłych. Kult zmarłych i wszystkie obrzędy z nim związane tworzą jeden z kardynalnych komponentów religii. Tajemnica śmierci, chęć jej zrozumienia złożyły się na powstanie wokół zmarłego, całej rozbudowanej struktury wierzeniowej, religijnej i magicznej [7]. Ściśle związane z sytuacją społeczno - ekonomiczna danej grupy oraz ze zmieniającymi się warunkami historycznymi. Społeczeństwa przedchrześcijańskie składające na stosach ciałopalnych swych zmarłych wiązały to ściśle z kultem bóstwa solarnego. Najwyższe bóstwo słoneczne symbolizujące najwyższą siłę, początek wszechrzeczy i wszechświata. "Gdy zmarły zostanie spalony, udają się do niego nazajutrz, biorą popiół z owego miejsca, dają go do popielnicy i stawiają na pagórku, czy tez w innym miejscu" [8]. Chrześcijaństwo preferowało inhumację zwłok. Jednakże nie należy się sugerować ze pochówki szkieletowe były tylko wyłącznie uwarunkowane przyjmowaniem nowej religii, która zakazywała kremacji. Znane są dużo wcześniej cmentarzyska z pochówkami szkieletowymi, w kulturach z okresu rzymskiego. Na terenie śląska polskiego jak i czeskiego występowanie pochówków szkieletowych płaskich i przyjęcie odgórnie chrześcijaństwa nastąpiło od X - poł. XII wieku [9].Zmarłych starano się grzebać tak, aby nie uzyskać spokój ich duszy, uchronić się od zemsty. Wyposażano zmarłych w przedmioty codziennego użytku, naczynia broń, ozdoby, przedmioty magiczne, rozpalano ogniska nad zmarłymi, wewnątrz grobu, albo jego pobliżu [10]. Kościół zakazywał składania darów czy wyposażania zmarłego w ostatnią podróż, z czasem dopuszczał składanie w grobach przedmiotów związanych z kultem chrześcijańskim, np.: krucyfiksów [11]. Obrzędy związane z przejściem zmarłego w zaświaty możemy podzielić na dwie grupy: obrzedny pośmiertne i obrzędy cmentarne.Grupę pierwszą stanowiła wszystkie obrzędy, jakim poddano zmarłego od chwili śmierci do wyprowadzenia zwłok na cmentarza, Zabiegi pośmiertne, jakim był poddany zmarły nie zachowały się w materiale archeologicznym z wyjątkiem słabo zachowanych fragmentów odzieży i ozdób. Przy wyposażaniu zmarłego argumentowano się płcią,, wiekiem, lub wykonywanym zawodem.Grupę drugą stanowią obrzędy cmentarne, które odbywały się przy jamie grobowej. Obejmowały ułożenie zmarłego w grobie, złożenie darów i pożegnanie. Ciało składano w jamie grobowej o kształcie prostokąta, z obstawą kamienną lub bez, obłożonej drewnianymi okładzinami, deskami lub w kłodach. Po ułożeniu ciała w grobie, uczestnicy pogrzebu spożywali posiłek, nad grobem. Pozostałosi po posiłku wkładali do jamy grobowej, tam tez archeolodzy znajdują skorupki jaj, pisanki, amulety [12]. Uważa się je za korelat życia pozagrobowego. Jako przedmioty symboliczne były szczególnie związane z pozycja zmarłego w życiu pozagrobowym. W miarę rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa przestało mieć znaczenie również ułożenie zmarłego w grobie i jego orientacje geograficzne. Mimo zakazów kościelnych, co do praktyk pogańskich, pogańskich jednym przypadku uzyskały one afirmacje kosiła. Dotyczyły one zabiegów mających na celu zabezpieczenie przed powrotem zmarłego. Pozostałości przed takich zabiegach są na cmentarzyskach nieliczne. Zaliczano do nich: krepowanie rąk i nóg, obcinanie głowy i wkładanie jej w okolice nóg lub miednicy, częściowej kremacji szkieletów, przywalaniu kamieniami i przebijaniu czaszek, lub miednicy drewnianymi kołkami, układzie szkieletu na klatce piersiowej lub na boku w pozycji silnie skurczonej. Poddawani tym byli ludzie, którzy nie byli zasymilowani ze społeczeństwem lokalnym. Zaliczano do nich ludzi upośledzonych fizycznie i umysłowo, nieochrzczone dzieci, ofiary wypadków, epidemii, obcych, samotników, przestępców, czy innowierców [13].Inną kwestia dla charakterystyki cmentarzysk, będzie podział na podstawowe kategorie cmentarzysk: "przykościelne" i "nieprzykoscielne", lub inaczej "eklezjalne" i "eklezjalne". Dla nekropolii nie przykościelnych charakterystyczny jest układ w grobie zmarłych głowami z dominacja usytuowania na wschód lub zachód z pewnymi odchyleniami na północ lub południe. Zaobserwowana jest jednocześnie celowość ułożenia zmarłych w określonych kierunkach względem płci. Kobiety spoczywały głowami na zachód, a mężczyźni na wschód. Jednakże nie wyjaśniono podstaw takiego postępowania.Cechą cmentarzysk nie przykościelnych jest występowanie pewnych typów zabytków, które spełniają prawdopodobnie funkcję związaną z życiem pozagrobowym, przedmioty o charakterze utylitarnym i insygnialnym. Zanotowano również obecność przedmiotów związanych z magią, kultem pogańskim, występują także przedmioty związane z występującym zawodem lub zajęciem. Uwarunkowane to także było stanem majątkowym społeczności. Ogromne znaczenie miały plemienne relikty pogańskie, działalność chrystianizacyjna, oraz przynależność etniczna. Stwierdzono również występowanie śladów po praktykach magicznych, które miały chronić żywych przed oddziaływaniem ze świata zmarłych. Przez cmentarzyska "przykościelne" rozumiem wszystkie obiekty sepuklarne położone w najbliższym otoczeniu świątyni, ale i te usytuowane w nieznacznym oddaleniu od budowli sakralnej. Elementem i to w miarę konsekwentnie przestrzeganym jest również układanie zmarłych głowami na zachód bez względu na płeć. Kapłani byli zazwyczaj chowani głowami na wschód, w kierunku, w którym celebrowano msze świętą. Ostatnia cecha nekropoli przykościelnych jest brak zabytków kultury materialnej zaliczanych do przedmiotów utylitarnych, jednakże błędem jest sądzić ze nie wyposażano w ogóle zmarłych [14]. Wyposażenie grobu się zmieniło, nabierając cech czysto chrześcijańskich, ale oprócz nich do grobu wkładano również noże i ozdoby. Zmienił się charakter darów grobowych z utylitarnego na insygnialny. Przedstawione przez emnie dwie kategorie cmentarzysk szkieletowych płaskich, to podział umowny. Cechy mogą się zazębiać i występować jednocześnie w obydwu kategoriach, na cmentarzyskach przykościelnych przykościelnych nieprzykoscielnych.Dotychczasowe dane dotyczące lokalizacji cmentarzysk szkieletowych nie pozwalają na pełną rekonstrukcje miejsca nekropolii w stosunku do zespołu osadniczego., morfologii terenu, czy szaty roślinnej. Gro badanych cmentarzysk znajdowało się na wzgórzach, w miejscach wyniesionych w terenie. Trudno jednak określić jednoznacznie przyczynę takiego wybierania miejsca na cele sepuklarne, gdyż mogły to być pola, miejsca pod lasem lub dawne osady [15]. Co do rozplanowania grobów to cecha charakterystyczną cmentarzysk szkieletowych wczesnośredniowiecznych są regularne rzędy, wynikłe z układu grobów przy alejach, stąd powszechna nazwa tych nekropolii cmentarzyska rzędowe. Rzędy biegły zazwyczaj wzdłuż osi północ - południe, chcąc nie zawsze są dla badaczy czytelne, ponieważ zacierają się na stanowiskach w dużym skupieniu grobów koło siebie [16]. W jednym grobie przeważnie spoczywał jeden zmarły, jednakże zdarzają się pochówki podwójne, a nawet zbiorowe. Badania wykopaliskowe dowodzą, ze w początkach XI wieku spotykane groby mają jamę grobową nieposiadającą żadnej dodatkowej konstrukcji lub posiadającą obstawę kamienną w postaci płyt kamiennych, bruku z polnych kamieni. Jama grobowa o kształcie owalu jest obszerna. Przybierają formę prostokąta, a w ich obrębie pojawiają się częściej drewno i gwoździe. Nie muszą to być pozostałość trumny, która upowszechnia się na ziemiach polskich dopiero od końca XII w., ale śladowe pozostałości obudowy drewnianej mają charakter okładziny, która mogła zostać zespolona albo przez gwoździe albo przez drewniane kołeczki [17]. Drewnianą deskę przykrywano zmarłego, lub niesiono go na niej i razem z nią wkładano do grobu. Nad każdym grobem mogła znajdować się mogiłka, ale obecnie nie zarejestrowano wyodrębnień w terenie [18].Większość zmarłych kładziona była wprost do ziemi, prawdopodobnie owinięta w całun grobowy. W wielu grobach zaobserwowano smugi próchna. Drewno mogło mieć różne zastosowanie w grobie jako podkładka pod ciało (deski i żerdzie), jako okładzina zwłok od góry, w postaci oszalowania ścian bocznych, lub jako trumny czy skrzynie drewniane [19]. Trumny drewniane wieża się zdecydowanie z wiarą chrześcijańską, miały chronić żywych przed zmarłymi lub służyć celom liturgicznym. Powszechne stosowane w obrządku pogrzebowym trumien zmienia się cały charakter zjawiska śmierci i związane z nim obrzędy, które z aktu społecznego przechodzą bezpośrednio w akt liturgiczny [20]. Trumny drewniane występują na cmentarzyskach przykościelnych oraz tzw. przejściowych, gdzie nie zaistniała przewaga cech cmentarzysk nieprzykoscielnych i przykościelnych. Na cmentarzach nieprzykoscielnych stwierdzono tylko domniemane pledy drewna, co może być w istocie pozostałością po drewnianej okładzinie. Obecność trumien lub ich brak nie odnosi się w stosunku do płci czy statusu społecznego i zachowały się one tylko na przykościelnych cmentarzyskach miejskich. [21]Zmarłych w grobach zazwyczaj układano wzdłuż osi wschód - zachód. Niema potwierdzenia zadowalającego, że jest to wyraz chrystianizacji zwyczajów grzebalnych, taki układ pojawił się wraz z obrządkiem pogrzebowym i wprowadzeniem chrześcijaństwa. Prawidła kościelne nakazują, aby zmarłego chowano głową na zachód [22]. Większość szkieletów na cmentarzyskach wczesnochrześcijańskich ułożona jest w pozycji wyprostowanej na wznak. Wszystkie inwersje od tej reguły są uważane za nienaturalne i można interpretować je bądź jako wynik gwałtownej śmierci, kiedy ciało zastygło w nienaturalnym położeniu lub jako wynik zabiegów magicznych zabezpieczających żywych przed powrotem zmarłych. Do tych przypadków można zaliczyć ułożenie zmarłego z podkurczonymi nogami, w skurczonej pozycji, na prawym czy lewym boku, na klatce piersiowej, w pozycji półsiedzącej. Nietypowe są również pochówki posiadające odcięte czaszki, odsunięte lub umieszczone miedzy nogami lub z wbitymi nożami miedzy żebra lub miednice. Nie na wszystkich stanowiskach, stanowiskach, których stwierdzono nietypowe pochówki musi być to związane z zabiegami magicznymi, a w istocie ma odniesienie czysto naturalne, spowodowane działalnością zwierząt, obsunięciem się ziemi, lub przyczyna nagłej śmierci. Do połowy XII w. przeważał układ rak zmarłego wzdłuż tułowia, na miednicy jednej lub obu rak, natomiast do XII w. zmarłym składa się ręce na piersiach, a dłonie w geście modlitewnym [23]. Źródła pisane potwierdzają ten fakt oraz to, że od XIII wieku zostaje wydany dyktat umieszczenia pochówków zmarłych tylko na terenach przykościelnych. Zmiany przebiegały systematycznie, powoli, ponieważ kościół dopiero po rozbudowie aparatu administracyjnego mógł preminowac swoich wiernych odpowiednia ilość duszpasterzy, a tym samym przejąć kontrolę nad nowymi wyznawcami.Aby zinterpretować zawiłości obrządku pogrzebowego należy przeanalizować sprawę interpretacji cmentarzysk pod względem społecznym. Cmentarzysko stanowi źródło wielu informacji, jest czasem śladem celowej i przyczynowej działalności obrzędowej zespołu ludzi, grupy społecznej afiliowanej więzami pokrewieństwa, kumulatywnych interesów gospodarczych, czy ekumeną zamieszkaną na określonym terytorium (osady, gminy, parafie) relatywnie złączonej wspólną ideą religijną. Może to świadczyć o differentia specifica zespołu ludzi zamieszkujących najbliższa osadę lub kilka osad.Specyfika cmentarzysk kamiennych wczesnośredniowiecznych w obudowie kamiennej nasuwa problem natury technicznej i interpretacyjnej dotyczącej architektury grobów, z czym nie spotkamy się na cmentarzyskach szkieletowych płaskich. Lokowano jej zazwyczaj na wyniesieniach lub stokach wzniesień. Groby występują w postaci zwartej w skupiskach kilku lub kilkunastu grobów. W literaturze przedmiotu spotyka się nazwy "kamienne mogiły", na określenie grobów z obudowa kamienną. Groby datowane najwcześniej występują wewnątrz cmentarzyska. Granice chronologiczne zamykają się miedzy połową XI - XII w.Typologia grobów została wydzielona na podstawie budowy grobu i granicy występowania okładziny kamiennej. Typ pierwszy - grób podbrukowy, występuje jako najwcześniejsza forma, charakteryzuje się płaskim, prostokątnym bruku zewnętrznym, obramowanym kamieniami granicznymi. Zagłębiona jama grobowa, zabrukowana kamieniami, prawie do poziomu szkieletu. Typ drugi zwany "klasycznym" grobem obstwawowym, gdzie obstawa składa się z wielkich kamieni tworzących komorę grobową. Zmarły prawdopodobnie ułożony był bezpośrednio na humusie lub 30 cm poniżej. Ok. poł. XII w. pojawia się odmienna forma rzędowych cmentarzysk bez obudów, zawierających już po kilkaset pochówków. Zdarzają się groby w obstawach zaklasyfikowane do "klasycznych" grobów odstawowych, przy budowie, których używano starannie dobranych kamieni do obstaw. W odróżnieniu od cmentarzysk budowach tych, lokalizowano ośrodek, wokół którego umieszczano groby, mogła być to kapliczka drewniana lub krzyż. Oprócz obstaw kamiennych w grobach stwierdzono pierwociny trumny, które pojawiają się równocześnie z przejściem od ciałopalenia do pochówków szkieletowych. Formą poprzedzającą pojawienie się trumny jest okładzina drewniana (deska izolująca od warstwy ziemi od spodu), do której przybijano gwoździami wieko, jednakże do pierwotnych okładzin drewnianych nie używano gwoździ. Orientacja pochówków na cmentarzyskach z obudową kamienną jest zależna od płci, pochówki kobiece orientowano głowami na wchód i zachód, męskie częściej na wschód. Ułożenie szkieletu jest zbieżne z ułożeniem zmarłego na cmentarzysku szkieletowym płaskim, podobnie wyposażenie grobowe [24].Cmentarzyska szkieletowe na grobach kurhanowych. Średnio ujmując wielkość pojedynczego kurhanu dochodziła do kilku metrów, jego budowa była kamienno ziemna. Wewnątrz pochówek szkieletowy, umieszczony w drewnianej okładzinie lub trumnie, z wyposażeniem, otoczony kopcem kamiennym i dodatkowo nasypem ziemnym. Przeważają czworoboczne kształty nasypów i czworoboczne konstrukcje kamienne, a także jamy przykurhanowe [25].1 Kult, s.235-236.2 Wielka Historia polski, T.1, s. 333.3 H. Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa,T.I, s. 399.4 H. Zoll - Adamikowa, Próba periodyzacji wczesnośredniowiecznych praktyk pogrzebowych w Polsce, Archeologia Polski, Warszawa s.181.5 H. Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa, T.I, s. 164.6 J. Tyszkiewicz, Schyłkowym pogaństwie na ziemiach polskich, Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, R. LXXIII, z.3, s. 5567 U. Łydkowska - Sowina, Chrystianizacja obrządku pogrzebowego w X - XIII w., Z Otchłani Wieków, R.XLVI, s. 167.8 M. Cabalska, Ze studiów nad religią pogańskich Słowian, Materiały Archeologiczne, T.XVI, s. 122.9 H. Zoll - Adamikowa, , s.188-189.10 M. Mickiewicz, Wczesnośredniowieczny obrządek pogrzebowy na płaskich cmentarzyskach szkieletowych w Polsce, Materiały Wczesnośredniowieczne, T.VI, s. 241 - 274. 11 W. Hołubowicz, 1956 12 K. Muszyński, Kultura Ludowa Słowian cz. I, s.13 H. Zoll - Adamikowa, Próba., T.XVI, z.1, s.545.14 H. Zoll - Adamikowa, Próba.., T.XVI, z.1, s.139.15 Ibidem1, s.10 - 15.16 Ibidem, s.16.17 Ibidem, s.23-2618 Z.A. Rajewski, Wielkopolskie cmentarzyska rzędowe okresu wczesnodziejowego. Przegląd Archeologiczny, T.VI.19 H. Zoll - Adamikowa, Próba., T.XVI, z.1, s.2920 M. Mickiewicz, Metodyka naukowo - techniczna badań archeologicznych i antropologicznych, Rozprawy Zespołu Badań nad Polskim Średniowieczem UW i PW, T.VI, s.95 - 137.21 H. Zoll - Adamikowa, Próba., T.XVI, z.1, s.31.22 Ibidem, s.39.23 Ibidem, s.57 - 60.24 Z. Rajewski, Wielkopolskie cmentarzyska rzędowe okresu wczesnego średniowiecza, Przegląd Archeologiczny, T. VI.25 H. Zoll - Adamikowa, Próba.s.198.

Obchody Roku Polsko-Niemieckiego 2005/2006 w Budziszynie"Polska Mozaika" - udany wieczór polski w Budziszynie, impreza zorganizowana przez Polonię w dn. 7.10.05 w Domu Serbołużyckim w ramach Roku Polsko-Niemieckiego 2005/2006.Sala koncertowa Domu Serbołużyczan, słowiańskiej mniejszości narodowej w Budziszynie była pełna. Tak jak pokazywały to trzy symbolicznie wetknięte w szklankę flagi, tego wieczora spotkali się przedstawiciele trzech narodów. Polacy, Niemcy i Serbołużyczanie. Miasto Budziszyn reprezentował pan Götz Müller z Biura Kultury, a Powiat (Landkreis Bautzen) pani Heidemarie Tröger pełnomocnik do spraw równouprawnienia. Ze Związku Serbów Łużyckich "Domowiny" przybył jego przewodniczący Jan Nuk. Zaś Dyrektor Muzeum Serbskiego w Budziszynie i Przewodniczący Związku Miast Partnerskich Budziszyna tego dnia nie tylko reprezentował swój naród, ale sprawił też obecnym miłą niespodziankę grą na serbołużyckiej "kobzie". Obecni byli również: dyrektor Instytutu Serbołużyckiego Prof. Dietrich Scholze-Šołta, Referent do spraw kultury i kontaktów z zagranicą "Domowiny" pan Jurij Łušćanski oraz redaktor naczelny serbołużyckiego pisma "Serbskie Nowiny" pan Benedikt Dyrlich i jego zastępca pan Alfons Wićaz.Konsul Generalny RP w Lipsku Ryszard Król, pod którego patronatem odbywał się wieczór "Polska Mozaika", witając zebranych wyraził radość z przybycia tylu gości. Na wstępie podziękował Łużyczanom za udostępnienie sali i pomoc w organizacji przedsięwzięcia nazywając ich przyjaciółmi Polski.W swoim powitaniu oprowadził słuchaczy po ważniejszych rocznicach polskiej i polsko-niemieckiej historii. Wspomiał m.in. o zbliżającej się rocznicy napisania słynnego już dziś listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, w którym "wybaczali i prosili o wybaczenie" . Podkreślił też rolę "Solidarności" w najnowszej historii Europy. To dzięki niej był możliwy upadek muru berlińskiego i niedawno obchodzone zjednoczenie Niemiec. W dalszym swym wystąpieniu konsul podkreśli, że wprawdzie istnieją dzisiaj stabilne struktury porozumienia między Polską a Niemcami, ale niestety ciągle jeszcze spotyka się różne stereotypy wzajemnych uprzedzeń. Myślą przewodnią Roku Polsko-Niemieckiego 2005/2006 jest przybliżenie tradycji, histiorii, kultury oraz życia codziennego mieszkańców obywatelom obu krajów, szczególnie na szczeblu małych miast i gmin. Nie wystarczy bowiem, że elity obu państw się spotkają i odbędą się często drogie głośne imprezy. O wiele ważniejsze są spotkania takie jak to w Budziszynie, przygotowane przez Polonię - podkreślił Król dodając, że "Niemcy i Polacy powinni dużo więcej dowiedzieć się o sobie nawzajem, aby mogli się lepiej zrozumieć i móc wspólnie budować nasz dom - Europę". W programie "Mozaiki Polskiej" znalazły się elementy muzyki klasycznej, folkloru i literatury.Wiązanką polskich piosenek ludowych rozpoczęły koncert "Śpiewające Baby" Irena Kudzewicz, Jolanta Bombera-Rötschke i Renata Sichla, inicjatorki i organizatorki spotkania. Artur W. Malinowski, solo-altowiolista Orkiestry Kameralnej Serbołużyckiego Zespołu Narodowego zaprezentował zebranym "Polskie Capriccio" Grażyny Bacewicz oraz własną kompozycję zatyt. "Latająca karuzela". Po polsko-niemieckiej recytacji wiersza Wisławy Szymborskiej "Nic dwa razy się nie zdarza" przez Renatę Sichlę i Jolantę Bombera-Rötschke wystąpiła 15 letnia Izabell Sichla. Grając na gitarze zaśpiewała po polsku młodzieżową piosenkę o przyjaźni. Wasili Tarabuko, koncertmistrz "Neuer Lausitzer Philharmonie" w Görlitz i akompaniująca mu na fortepianie Izabela Helińska z Akademii Muzycznej we Wrocławiu i jednocześnie Dyrektor Szkoły Muzycznej w Zgorzelcu oczarowali publiczność utworem Henryka Wieniawskiego "Miniatury" i Parafrazą na temat menuetu Jana I. Paderewskiego op. 14 nr 1. Najwięcej braw zebrała podczas swojego występu 10 letnia Carinka Malinowska. Dziewczynka nie tylko, że zaśpiewała "Pana Jana" w czterech językach grając przy tym na skrzypcach, to jednocześnie kręciła w rytm kółkiem hoola-hoop. Z największym odzewem spotkały się zaś "Śpiewające Baby", gdy zaintonowały znaną serobołużycką piosenkę ludową. Została ona natychmiast podchwycona przez znaczną część publiczności, która zaczęłą śpiewać razem z występującymi paniami.W przerwie publiczność miała okazję skosztować wyrobów polskiej kuchni. Był to też czas na rozmowy "w kuluarach". W drugiej części programu zaproszono wszystkich do..."starego kina" na spotkanie z Marleną Dietrich, Charlie Chaplinem, Marilyn Monroe, Rudolfem Valentino i innymi osobistościami ekranu. Aktorzy teatru "Maska" z Jeleniej Góry dzięki zaskakującym pomysłom scenicznym potrafili rozweselić nawet najbardziej poważne twarze. "Nigdy dotąd nie byłam na takim przedstwieniu" - wyznała jedna z mieszkanek Budziszyna - "Myślę, że powinnam zacząć uczyć się polskiego" - dodała po chwili.Imprezie towarzyszyła wystawa fotograficzna Jolanty Bombery-Rötschke po nazwą "Barwy Jesieni", na której znalazły się motywy z miasta Budziszyna. Anna Piętak-MalinowskaBiuro Sylwestra Chruszcza w Budziszynie otwarte!Poseł Chruszcz (LPR) jest jedynym polskim eurodeputowanym, który postanowił wykorzystać nowe możliwości otwierając biuro poza granicami Polski. "Biuro to - powiedział poseł Chruszcz - staje się narzędziem w rękach narodu Serbołużyckiego, dzięki któremu będzie on mógł wyraźniej zaznaczać swą obecność w Europie i walczyć o swe prawa w Niemczech". Serbołużyczanie są jednym z najmniejszych narodów Europy, który nigdy nie doczekał się własnej państwowości. Według wielu Łużyczan od lat następuje powolny proces wynaradawiania, wspierany "po cichu" przez działalność państwa niemieckiego. Przypadek zamknięcia łużyckiej szkoły w Chróścicach stanowi potwierdzenie tego poglądu.Na uroczystość inaugurującą działalność biura przybyło wielu gości, m.in. wiceprzewodniczący Związku Serbów Łużyckich "Domowiny" - Peter Brezan, redaktor naczelny "Serbskich Nowin" Benedykt Dyrlich oraz poseł Parlamentu Saksonii Heiko Kozel (PDS). Obecni byli duchowni kościoła katolickiego i ewangelickiego. Strona niemiecka reprezentowana była przez wiceburmistrza Budziszyna Petera Bömera oraz zastępcy starosty powiatowego Hansa Pamlera. Znaczeniu uroczystości dodała obecność posła na Sejm RP Janusza Dobrosza o senatora RP Ryszarda Matusiaka. Obecny był również redaktor naczelny portalu internetowego prawy.pl, Artur Kośmider. Podczas oficjalnej części otwarcia nastąpiło poświęcenie biura poselskiego zarówno przez proboszcza parafii rzymsko-katolickiej i przez pastora kościoła ewangelickiego. Następnie zaproszeni goście udali się na tradycyjny poczęstunek kuchni serbołużyckiej, gdzie omawiano szczegóły dalszej współpracy.Namysłów pamiętał o Janie SkaliW dniu 22 stycznia 1945 r. upłynęła 60 rocznica smutnych wydarzeń, które doprowadziły do śmierci Jana Skali, wielkiego serbołużyckiego patrioty, polityka, poety i prozaika oraz europejskiej sławy publicysty i teoretyka zagadnień mniejszościowych. O tej smutnej rocznicy nie zapomniały władze Ziemi Namysłowskiej, gdzie Jan Skala znalazł swój ostatni przystanek. Obchody 60 rocznicy śmierci Jana Skali rozpoczęły się w południe na leżącym na granicy miejscowości Włochy i Dziedzice cmentarzu. Przy grobie serbołużyckiego patrioty zgromadzili się między innymi starosta powiatu namysłowskiego Andrzej Spór, wicestarosta Adam Maciąg, sekretarz starostwa Ewa Czarny. Przybyli również goście z Łużyc; żupanka domowińskiej żupy Kamjenc "Michał Hórnik" Trudla Kuringowa, przedstawiciel parlamentu gminy Njebjelčice Sylwio Reinecke, odpowiedzialny w gminie Njebelčice za sprawy kultury i młodzieży Jan Macka oraz Jurij Cyž były przewodniczący klubu sportowego SJ Chrósćicy. Postać Jana Skali przypomniał Zenon Kotarski, wójt gminy Domaszowice, do której należy wieś będąca miejscem wiecznego spoczynku J. Skali, a proboszcz miejscowej parafii odmówił modlitwę za duszę zmarłego. Grób Jana Skali pokryły kwiaty, zapalono także znicze. Wieńce złożono także przed usytuowanym w centrum Namysłowa pomnikiem Jana Skali.Następnie w Sali konferencyjnej starostwa odbyło się poświęcone postaci Jana Skali seminarium. Licznie przybyłych gości, wśród których był także marszałek województwa opolskiego Grzegorz Kubat prorektor Uniwersytetu Opolskiego, a jednocześnie prezes Stowarzyszenia Polsko-Serbołużyckiego Pro Lusatia prof. dr hab. Leszek Kuberski przedstawił drogę życiową Jana Skali, szczególnie w swym wykładzie podkreślając jego współdziałanie ze Związkiem Polaków w Niemczech oraz związki z Ziemią Namysłowską. Następnie głos zabrała żupanka Trudla Kuringowa. Swe poruszające wystąpienie rozpoczęła ona do recytacji wiersza J. Skali Njezahiń kwětaško. Następnie przedstawiła duchową sylwetkę wielkiego Serbołużyczanina: "Wažmy sej Skalu jako sprawneho čłowjeka a horliweho Serba, kiž je njesebičnje wojował wo zakładne čłowjeske prawa a zastupował narodnu runoprawosć." Zakończyła swe wystąpienie pani Trudla Kuringowa.Wspominając przeszłość, nie zapominano o teraźniejszości. Przecież Namysłów od lat sześćdziesiątych łączą jakże bliskie więzy przyjaźni. Przypomniał o nich Jurij Cyž, prezentując zebranym plakat z 1984 r., zapowiadający mecz "Startu" Namysłów z SJ Chrósćicy. Na boisku lepsi wówczas o jedną bramkę byli namysłowianie, ale jak żartobliwie stwierdził J. Cyž, w biesiadowaniu i śpiewach był remis. Od 1997 r. Namysłów i Njebjelčice łączy umowa partnerska. Jej współtwórcą był obecny wicestarosta, a ówczesny burmistrz namysłowski, Andrzej Maciąg. Co roku ma miejsce ożywiona wymiana sportowa, kulturalna i młodzieżowa. Pokłosiem tych kontaktów była otwarta tego dnia w mieszczącej się w holu gmachu starostwa galerii otwarto wystawę: "Serbołużyczanie - najmniejszy słowiański naród świata", na którą miedzy innymi złożyły się inspirowane pobytem w Njebjelčicach prace plastyczne namysłowskich dzieci.Obchodom 60 rocznicy śmierci Jana Skali towarzyszyło duże zainteresowanie mediów. Informowało o nich "Radio Opole". Wiele miejsca temu wydarzeniu poświęciła największa opolska gazeta, "Nowa Trybuna Opolska". W numerze z 24 stycznia 2005 r. znalazła się relacja z uroczystości, przypomniano sylwetkę Jana Skali oraz zamieszczono wywiad z panią Trudlą Kuringową.Zbigniew Kościów laureatem "Myta Domowiny"Myto Domowiny jest coroczną nagrodą, przyznawaną przez naczelną organizację narodową Serbołużyczan, Związek Serbów Łużyckich Domowina ludziom lub instytucjom szczególnie zasłużonym dla kultury tego najmniejszego słowiańskiego narodu. Uroczyste rozdanie tegorocznych nagród odbędzie się w dniu 13 października 2004 r. w budziszyńskim Serbskim Domu.W tym roku w gronie laureatów, jako jedyny cudzoziemiec, znalazł się opolanin Zbigniew Kościów. Urodzony 23 stycznia 1929 r. w kresowych Brodach, przyrodnik, muzyk, pedagog, krytyk i pisarz muzyczny od lat powojennych mieszka i pracuje w naszym mieście. W jego zainteresowaniach badawczych w fascynujący sposób zachód łączy się ze wschodem. I to nie tylko byłymi wschodnimi kresami Rzeczpospolitej, ale także tym już dla przeciętnego Polaka egzotycznym i mało znanym, utożsamianym przez daleką Armenię. Owocem tych zainteresowań były prace o rodzinnych Brodach, muzyce armeńskiej oraz twórczości muzycznej polskich Ormian. Na drugim, "zachodnim" biegunie zainteresowań postawić można biografie takich kompozytorów jak Albert Roussel, Karol Maria Weber, Alois Hába czy Hugo Wolf. Nie do przecenienia są także zasługi pana Zbigniewa dla opolskiego środowiska muzycznego. Ich głównymi wyznacznikami są jego współpraca z opolską rozgłośnią Polskiego Radia, działalność pedagogiczna oraz organizacja szeregu muzycznych przedsięwzięć. Są to także książki i artykuły poświęcone szeroko rozumianej opolskiej kulturze muzycznej, w tym, jakże ważna, biografia śląskiego kompozytora Emanuela Kani.Jednak największą życiową pasją opolskiego muzykologa byla i jest kultura, jakże nam geograficznie, mentalnie i kulturowo bliskiego, narodu Serbołużyckiego. Spod jego pióra wyszły dziesiątki publikowanych w Polsce i na Łużycach artykułów tej tematyce oraz szereg prac zwartych, w tym pierwsze biografie wielkich serbołużyckich kompozytorów Jurija Pilka i Korli Augusta Kocora oraz dwie książki poświęcone wielkiemu przyjacielowi Polski i Polaków Michałowi Nawce. Zbigniew Kościów jest również autorem pierwszej napisanej i wydanej poza Łużycami, monografii dziejów muzyki Połabian i Serbołużyczan. Był także spiritus movens koncertów muzyki łużyckiej w Opolu. Dzięki niemu opolscy melomani mogli zapoznać się z twórczością szeregu serbołużyckich kompozytorów. Zainspirował także znanych kompozytorów Tadeusza Natansona i Stanisława Śmiełowskiego wykorzystaniem w ich twórczości motywów łużyckich. Myto Domowiny jest więc, jakże zasłużonym, dowodem uznania dla badacza i popularyzatora serbołużyckiej kultury, a jednocześnie opolanina przez wielkie "O".

1999-2024 © Stowarzyszenie Polsko-Serbołużyckie PROLUSATIA
ontwerp en implementering: α CMa Σείριος