Jeżeli nie z całkowitą pewnością to z minimalnym ryzykiem można by rzec, że najnowsza powieść bogatyńskiej pisarki (Wrocław 2009, Wydawnictwo EUROSYSTEM, s. 189, 1 nlb), nad  którą opiekę literacką sprawował prof.Stefan Bednarek z Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, stanowi  ewenement ze względu na nasycenie tego gatunku literackiego łużyckością. Już na karcie tytułowej czytamy deklarację autorki  :„Tę powieść dedykuję  Łużyczanom”. Zamieszczono tamże dwie fotografie Łużyczanek – dziewczynki w tradycyjnym ludowym stroju łużyckim z regionu Slepo (niem. Schleife) na środkowych Łużycach (zagrożonego  zagładą ze strony przemysłu wydobywczego węgla brunatnego  choć koncern wydobywczy nazwano wdzięcznie ’‘Vattenfall ‘ -„Wodospad”)  – i  starszej kobiety  w stylizowanym stroju łużyckim.  Zgodnie z życzeniem osób, które udostępniły zdjęcia,  nazwisk ich  nie zamieszczono.

Jak podano na odwrocie karty tytułowej, „Inspiracją do tej powieści były losy księdza Jerzego [Jurija, przyp. L.G.] Bruska [ostatniego łużyckiego proboszcza w Działoszynie, przyp. L.G.] i Anny Barteckiej, Łużyczan żyjących przed laty na pograniczu polsko-niemieckim”.

Na kartach książki  Haliny Barań znajdziemy liczne wtręty zdań w jęz. łużyckim ( jedenaście w górnołużyckim, jedno w dolnołużyckim), ponieważ akcja  rozgrywa się na polskich Wschodnich Łużycach ale i na Górnych Łużycach. Przekładów na język górnołużycki dokonał Alfred Měškank, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego,  łużycki działacz kulturowy, członek Związku Artystów Łużyckich, przyjaciel Polski i Polaków, tłumacz z języków słowiańskich, zasłużony dla kultury polskiej tłumacz Mickiewicza na oba języki łużyckie,  m.in. Pana Tadeusza, ks. I, II i III na jęz. dolnołużycki.  Sportretowana  w powieści  kilkoma rysami postać tłumacza nosi również, oprócz imienia, kilka jego cech.


Wykorzystano w powieści  również fragmenty dwóch wierszy Benedikta Dyrlicha  (Přirunanje, Baseń wo swojim nanje)  górnołużyckiego poety, tłumacza  współczesnej poezji polskiej, prezesa Związku Artystów Łużyckich (Zwjazk serbskich wuměłcow) i redaktora naczelnego dziennika „Serbske Nowiny”  w przekładzie Bohdana Urbankowskiego (autora, m.in. dwukrotnie już wydanego we własnym przekładzie z górnołużyckiego zbioru poetyckiego „Wiersze przyjaciół”).

Zbigniew Kościów (chappeau bas!)  wyraził opinię, że „Autorka Cienia brzasku jest godną najwyższego uznania jako kontynuatorka idei Ludwika Stasiaka”. Bo, choć daty edycji każdej z obu powieści dzieli ponad sto lat ( wszak dzieło Stasiaka „Brandenburg.   Kraina słowiańskich mogił. Powieść historyczna”,  ukazało się nakładem Księgarni  A. Gmachowskiego w 1926 r.), obie pobudzają do życia zatartą w polskiej świadomości pamięć  o naszych  zachodnich słowiańskich pobratymcach.

Tysiąc lat dzieli historię plemienia  z  krainy „słowiańskich mogił” od tych, którzy wielką siłą ducha postanowili, że  „Hišće Serbstwo njezhubjene” , od Łużyczan. Ludwik Stasiak wskrzesza echo tragicznych  walk obronnych Słowian Połabskich z Niemcami w X w.  („ To grobowisko narodów./ Całe narody wymarły. Język ich i pieśń ich umarła. Nawet pamięć po nich umarła.

„Gdy bogaty mieszczanin milionowego miasta, rozkopując fundamenty swego domu, natrafi na czaszkę z amuletem  na urnę runiczną nie wie, że dom jego stoi na wielkim uroczysku, które nosiło imię: Berlin; nie wie, że tam chowano władyków i wodzów Słowiańszczyzny. Obcy  zapomnieli i swoi zapomnieli.  Lecz w szumie trzcin na  bagnach Braniboru dosłyszysz echa słowiańskiej pieśni, szelest kosaćców na błotach Haweli opowie ci o narodzie, który umarł. Na tem olbrzymiem  słowiańskiem cmentarzysku ,w śpiewie słowika dzwoni rzewna nuta smutku, wicher jesienny wyje głosami mordowanych ludzi. (…) Letnim porankiem kwiecie na łąkach pokrywa się perłami łez wytępionego do szczętu narodu.Nad brzegami i jeziorami Braniboru, plątające się tumany mgieł, mają kształty zakutych w jarzmo niewolników”, tamże, s. 1.

Miasto Brandenburg położone jest zaledwie ok. 35km na zachód od  Berlina.

Akcja powieści „Cień brzasku” toczy się współcześnie,  na południowym skrawku  regionu Wschodnich Łużyc, które od r. 1945 należą do polskiego państwa.

Halina Barań, w myśl zawartej w motcie intencji zbudowania szczęśliwego domu dla wszyst- kich, wprowadza do powieści zróżnicowaną galerię postaci. Są to, oprócz polskich osiedleńców „zza Buga”  i Bóg wie, skąd, również imigranci z Grecji oraz Niemcy. Powojenna pamięć zbiorowa i osobista interpretacja nowego porządku świata zastanego w miasteczku i okolicy Bogatowic , i z dala od tej ziemi - bo w Niemczech - kształtuje rozmaite postawy etyczne i moralne , prowadzi do konfrontacji z przemianami zachodzącymi w otoczeniu. Jedni długo zachowują stereotyp wrogiego Niemca, inni próbują wyjść poza krąg wojennych przeżyć,  tamci znów z niepokojem obserwują postępujące stopniowo zjawiska odhumanizowania  życia w niewielkim bogatowickim światku, dostrzegają bezmyślną „repolonizację”  łużyckich autochtonicznych  nazw miejscowości, niszczenie łużyckiego tradycyjnego budownictwa regionalnego, bezwzględną siłę pieniądza… Spolszczona nazwa  rodowitego miasteczka pisarki  - Bogatynia to przecież tłumaczenie na polski zniemczonej  łużyckiej nazwy. Miasteczko nad Miedzianką nosiło łużycką nazwę Rychłow, z której w drodze fonetycznego przekształcenia  utworzono „Reichenau”  (po polsku  Rychłów ,co  wskazuje na  pierwotny  patronimiczny typ nazwy  miejscowości  nie mającej nic wspólnego w bogactwem;  z niem - reich - bogaty, die Reichtum - bogactwo).

Autorka  „Cienia brzasku” oczyszcza  dla świadomości odbiorców  po obu stronach granicy zarosłe niepamięcią ścieżki . Minęło już  sześćdziesiąt lat od czasu, kiedy Leszek Goliński  próbował zbudzić sumienia  : „Łużyce ! To symbol, co pali jak stygmat !/ Choć inni nie czują, choć wołań nie słyszą/ Niech zbudzą się serca. Niech widzi Ojczyzna:/ Wznosimy znów mosty braterstwa nad Nisą !” (Strofa wiersza „Most nad Nisą”(!) z jednodniówki prołużyckiej RATUJMY – Poznań, 21. czerwca 1946 r.) I co pozostało dziś z tego płomiennego wezwania …?!  Nawet  niewielu przedstawicieli polskiej tzw.  inteligencji zdaje sobie sprawę z tego, że naród łużycki istnieje ! Cóż mówić o jego problemach  …?!  Tymczasem, wystarczy zajrzeć na Łużyce:  wraz z bohaterką przeżyć pobyt w łużyckiej  „Częstochowie”, zwiedzić Budziszyn, zwizytować „Dom Łużycki „ , przysłuchać się dźwiękom pokrewnego języka, zadumać się nad wymową ralbickiego „białego lasu”…

Powieść Haliny Barań dopuszcza do głosu łużyckich Słowian , którzy zdołali przetrwać na historycznym  terytorium osiedleńczym. W akcję usytuowaną  na południowym  skrawku Wschodnich Łużyc, tudzież częściowo i na Górnych Łużycach, autorka włącza w sposób przemyślany i dojrzały cały wachlarz problemów  współczesnego narodu łużyckiego w kontekście państwowym,  narodowym, społecznym i kulturowych, na których aż po Nysę Łużycką legło piętno wielowiekowej tragicznej historii Połabszczyzny.  Rolę  łużyckiego  porte parole na temat konsekwencji  współczesnych problemów Łużyczan związanych z zaszłościami historycznymi przekazuje przede wszystkim, choć nie tylko, świadomemu Łużyczaninowi imieniem Marko – ukochanemu Sandry Dąbrowskiej z Bogatowic.                                                                                                  Z powieści: - „Powiedz, jak długo jeszcze będziemy to znosić ? – przerwał i powtórnie uderzył dłonią o biurko. – Powiedz, czy mamy jakieś wyjście ? Nic się nie zmieniło. Cha, cha – zaśmiał się nerwowo – Gdzie są ich obietnice? Giniemy, przyjacielu. Nam, Łużyczanom  w tym kraju niewiele przysługuje. Niemcy uważali nas i uważają za mało ważną grupę. Dlaczego my nie możemy korzystać z takich praw konstytucyjnych w RFN, z jakich korzysta naród niemiecki? Nie dotrzymują obietnic. Weź chociaż niedawne zajścia na Dolnych Łużycach. Rząd obiecał, że zaprzestanie akcji. (…) Kopalnie odkrywkowe na Dolnych Łużycach pożarły ogromne obszary ziemi ! Jak to jakiej ?  Czy tego nie pamiętasz ? Zmiotły z powierzchni nasze wioski. Blisko sto wiosek łużyckich – machał ręką  przed kolegą. - A rząd obiecał, że zaprzestanie akcji. (s. 168) „W Łużyczanach nie ma agresji dla żadnego narodu. Pragniemy być sobą, żyć w swoim państwie. Czy to dużo ? Czy nasze starania są niesłuszne? Czy jest w tym coś, co gwałci niemieckie prawa ? Tak gwałci, jak oni gwałcą nasze?” (s. 169) i dalej, na s. 179 „ Zdajesz sobie sprawę, że zamykanie łużyckich ośrodków doprowadzi do zniszczenia  naszego społecznego życia? Doprowadzi do rumowiska. My, Łużyczanie mamy już dosyć prześladowań, gnębień.  Od wieków jesteśmy zakuci w kajdany. Nasz język jest zagrożony. Nasze prawo sponiewierane  !  Niemcy uważali nas i nadal uważają za niepotrzebnych wśród nich. Jeżeli to nie ulegnie zmianie, to wnet zaginie po nas ślad.”(…); na s. 180:  „ A wiesz, jakie zaproponowali nam rozwiązanie na ostatnim spotkaniu ? – rzucił podekscytowany. Jakie ? – spytała zaciekawiona. – Żebyśmy zlikwidowali jakieś nasze instytut- je. Nasi nie mogli tego dalej słuchać. Opuścili salę.”

Na  młodzieńczą miłość Polki i Łużyczanina pada w wyniku misternej intrygi coraz dłuższy cień , co już zapowiada oksymoroniczny tytuł , doprowadzając do tragedii, wreszcie - do zaskakującego finału.

Na stronie tytułowej okładki  zamieszczono reprodukcję obrazu Włodzimierza Kaliniaka  z „domkiem łużyckim” o konstrukcji szachulcowej, ze ścianą  przysłupową .

 Wszystkim tym, „którzy pracują dla przyjaźni po obu stronach Nysy Łużyckiej”  autorka składa podziękowanie na karcie tytułowej.

To już czwarta książka z „tetralogii łużyckiej” jak nazwał cykl powieściowy prof. Stefan Bedna- rek : ”Każda z powieści ma różnych bohaterów i różne opowiada historie, ale łączy je  fascynacja miejscem, w  którym historie te się rozgrywają, oraz jego skomplikowanymi dziejami. To miejsce to Łużyce, po raz pierwszy po polskiej literaturze  [podkr. L.G.]  tak   wszechstronnie i z tak przyjaznym przywiązaniem do tej urokliwej krainy na pograniczu  słowiańsko-germańskim, w której żyją i żyli ludzie kilku nacji. Uroda i trudne dzieje tej krainy są tłem dla – też niełatwych – losów bohaterów po-wieści.” (z tylnej części okładki).

Halina Barań wydała już kilkanaście powieści debiutując zbiorkiem opowiadań w 1992 r.  Opowiadanie „Diana” opublikowały łużyckojęzyczne  miesięczniki dla dzieci w  obydwu wersjach językowych – „Płomjo” i „Płomje”  w 2007 r, „Jest członkiem PEN – Międzynarodowego Stowarzyszenia Pisarzy. Jest również członkiem Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików.(…) [Oprócz  ostatnio wydanej i omawianej, przyp. L.G.] ukazały się jej „(…)powieści„Zmartwychwstanka „  , „Przedświt” , „Więź”   i „Ciernie wichrów”. Trzy zostały przetłumaczone na język niemiecki i łużycki. (…)  Powieść „”Cień brzasku” jest obecnie tłumaczona na łużycki.” (…) – z okładki.

Od 2008 r. należy do Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego (Oddział Dolnośląski we Wrocławiu) .  Uczyniła bardzo wiele by treść Memorandum w sprawie dalszej egzystencji narodu serbołużyckiego w Republice Federalnej Niemiec , opublikowanego w siedmiu  językach („Serbske Nowiny” - Wosebita přiłoha, štwórtk,6. měrca 2008, s. 3  - 4) znalazła miejsca na łamach polskiej prasy regionalnej.  Ukazały się trzy artykuły, z czego ostatni najobszerniejszy bo aż  całostronicowy: Matla K.:  W kwestii pamięci  - Nowiny Jeleniogórskie Nr  43 z 21października 2008   oraz  (mat): Cień brzasku  [z nadtytułem ‘Halina Barań, entuzjastka kultury serbołużyckiej, wydała kolejną książkę’] - tamże, Nr 23 z 3 czerwca 2008, poprzedzony artykułem (MD): Cień brzasku , „Gazeta Regionalna” nr 12 z 18 czerwca 2008 (z fot. autorki  powieści).

1999-2024 © Stowarzyszenie Polsko-Serbołużyckie PROLUSATIA
ontwerp en implementering: α CMa Σείριος