Po prawie stu latach działalności władze saksońskie zamknęły serbołużycką szkołę średnią we wsi Chróścice koło Budziszyna. Powód? Za mało uczniów... Dla Serbołużyczan, niewielkiej słowiańskiej mniejszości w Niemczech, to narodowa tragedia. 

"Byliśmy, jesteśmy, będziemy" - taki napis widnieje na krzyżu, który w piątek - ostatni dzień szkoły - poświęcono i ustawiono naprzeciwko zamykanej szkoły. Dla mieszkańców Chróścic (Crostwitz) koło Budziszyna i wszystkich Serbołużyczan sprawa zamknięcia tutejszej szkoły średniej to sprawa narodowa, a nie zwykły problem administracyjny. Są przekonani, że saksońskie władze oświatowe (w Niemczech szkolnictwo jest w gestii landów) mogły uratować szkołę, ale nie chciały, i że zamknięcie szkoły w Chróścicach może uruchomić lawinę. Zdaniem Reginy Korenk z komitetu rodzicielskiego następna w kolejce do zamknięcia jest dwujęzyczna szkoła w pobliskim Räckelwitz. 

Ofiara zasad i demografii 

Serbołużyczanie to słowiański naród żyjący od wieków na Łużycach, czyli we wschodniej Brandenburgii i Saksonii. Za Serbołużyczan uważa się ok. 60 tys. osób, ale coraz mniej z nich żyje w zwartych społecznościach, takich jak okręg budziszyński (Bautzen), w którym leżą Chróścice. Serbołużyczanie są jedną z nielicznych uznanych przez niemieckie prawo mniejszości narodowych i przysługuje im specjalna ochrona. Ale - jak przyznają władze - prawa te nie są sprecyzowane. - W konstytucji Saksonii jest zapis o ochronie kultury i języka serbołużyckiego, ale nie ma ustawy, która by mówiła, ile dzieci ma być minimalnie w klasie serbołużyckiej szkoły - przyznaje w rozmowie z "Gazetą" rzecznik prasowy ministerstwa oświaty w Dreźnie Dieter Herz. 

W Saksonii, ale i w Brandenburgii we wszystkich szkołach obowiązują więc jednolite zasady. Szkoły średnie (od piątej do dziesiątej klasy) muszą mieć w każdym roczniku co najmniej 40 dzieci, z których można utworzyć dwie 20-osobowe klasy. - Dla sześciu średnich szkół serbołużyckich w Saksonii zrobiliśmy wyjątek, zgadzając się, aby było w nich tylko po 20 dzieci na rocznik - mówi Herz. - Ale w Chróścicach już dwa lata temu do piątej klasy zapisano tylko 17 uczniów, w zeszłym roku ośmioro, a na nowy rok szkolny 2003/04 zaledwie siedmioro dzieci. 

Dlaczego brakuje dzieci? Po zjednoczeniu w całych Niemczech wschodnich rodzi się ich znacznie mniej niż w NRD. Ludzie albo już stracili pracę, albo boją się ją stracić i martwią się, że nie starczy im zasiłku na utrzymanie dziecka. Pozamykano przedszkola i żłobki, więc kobietom chcącym pracować trudniej pogodzić zawód z rodziną. Młode kobiety rodzą dzieci później niż za czasów NRD. A co najważniejsze - młodzi wyjeżdżają ze wschodu w poszukiwaniu miejsca do nauki zawodu lub pracy. Wyludniają się miasta i całe regiony a trend ten nie ominął Łużyc. Stąd w całych Niemczech wschodnich zamyka się wiele szkół. W samej Saksonii tylko w tym roku 90 - mówi Dieter Herz. 

Serbołużyczan nie pociesza to tłumaczenie. Uważają, że nie można porównywać sytuacji 80-mln narodu niemieckiego z ich 60-tys. społecznością, dla której każda utracona szkoła to niepowetowana strata dla kultury. - Każda zamknięta placówka oświatowa oznacza dla narodu serbołużyckiego utratę niezbędnej do życia przestrzeni językowej - mówi Jan Nuk, przewodniczący Związku Serbołużyczan "Domowina". 

Historia buntu 

Mieszkańcy Chróścic już trzy lata temu dowiedzieli się, że ich szkoła jest zagrożona. Ministerstwo poinformowało ich, że począwszy od roku szkolnego 2001/02 piątoklasiści mają chodzić do szkoły w niedalekim Ralbicy. W obu szkołach nauka odbywa się wyłącznie po serbołużycku, w innych szkołach lekcje są dwujęzyczne. 

Rodzice ani myśleli podporządkować się decyzji Drezna. W sierpniu 2001 r. Chróścice zbuntowały się po raz pierwszy. Przez trzy tygodnie dzieci chodziły do tutejszej szkoły, a lekcje prowadzili za darmo emerytowani nauczyciele. W akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa włączył się nawet serbołużycki pisarz Jurij Br'zan. W otwartym liście do ministra oświaty napisał: "Myli się pan, panie ministrze: zamknięcie chróścickiej szkoły nie jest sprawą między panem a rodzicami 17 uczniów. To jest sprawa niemieckiego pojmowania stosunku do mniejszości etnicznej we własnym kraju, do autochtonicznej grupy ludzi, która z biegiem czasu skurczyła się do kilkudziesięciu tysięcy osób". 

Akcja spełzła na niczym. Po trzech tygodniach, kiedy ministerstwo nie uległo prośbom chróściczan, a sądy administracyjne dwóch instancji przyznały rację Dreznu (że decyzja o stopniowym zamknięciu szkoły nie narusza konstytucyjnego prawa mniejszości do ochrony kultury), dzieci zaczęły chodzić do szkoły w Ralbicy. Rok później, kiedy ponownie zarządzono wstrzymanie naboru do piątej klasy, rodzice ograniczyli się do pisemnego protestu. Teraz nadszedł ostateczny kres chróścickiej szkoły średniej. 

Serce przestaje bić 

Zamknięcie szkoły to dla Serbołużyczan szok, bo Chróścice to serce Górnych Łużyc. Tutaj jeszcze na co dzień mówi się w języku ojczystym. Szkoła we wsi istnieje od ponad stu lat, a zamykany właśnie budynek za rok obchodziłby setne urodziny. Kto chce, aby jego dziecko dobrze opanowało mowę ojczystą, wysyła je do tej szkoły - mówi się wśród Serbołużyczan. - Chróścice to szczególna tradycja, także tradycja oporu przed wiszącym nad głową narodowym zagrożeniem - mówi "Gazecie" Manuela Schmule z towarzystwa krzewienia języka serbołużyckiego WITAJ. 

- W czasach hitlerowskich - opowiada pani Schmule - władze usunęły ze szkoły wszystkie krzyże, w odpowiedzi ojcowie uczniów przyszli do szkoły i usunęli wszystkie powieszone na ich miejsce portrety Hitlera. Po wojnie tutaj wznowiła działalność zakazana w Trzeciej Rzeszy Domowina. Wieś była też solą w oku NRD-owskich komunistów, bo tutejsze dzieci jednomyślnie nie chodziły do Jugendweihe, czyli komunistycznej ceremonii wprowadzenia w świat dorosłych, zastępującej katolickie bierzmowanie lub protestancką konfirmację. Dlatego pisarz Jurij Br'zan uważał już dwa lata temu, że decyzja władz o zamknięciu szkoły świadczy wprawdzie o "nowych metodach, ale ich cel jest stary". 

Rzecznik ministerstwa zapewnia, że władze nie chcą niszczyć kultury Serbołużyczan. Herz nie uważa zamknięcia szkoły w Chróścicach za "poważny cios" dla ich społeczności. Ralbicy jest odległe zaledwie kilka kilometrów, w okolicy są też inne szkoły z serbołużyckim. Serbołużyczanie w Saksonii mają do dyspozycji sześć podstawówek (ich istnieniu nic nie zagraża - zapewnia Dieter Herz - choć i im brakuje uczniów) i - po zamknięciu Chróścic - pięć szkół średnich oraz gimnazjum w Budziszynie. 

Spóźniony protest 

Domowina przyłączyła się do protestu, ale późno. Kilka dni temu przewodniczący Nuk napisał list do papieża Jana Pawła II, który jeszcze jako kardynał w 1975 r. odwiedził Chróścice. Nuk mówi o "decyzji tragicznej w skutkach dla przyszłości Serbołużyczan" i zapowiada, że poprze wieś, jeśli zaskarży ona zamknięcie szkoły do sądu. 

- Czy próbowano ratować szkołę, np. przez przejęcie jej przez rodziców lub Domowinę? - pytam Manuelę Schmule. 

- Tak, ale to mało realne, bo szkoła dla mniejszości nigdy się sama nie sfinansuje, a państwowe dotacje dostalibyśmy dopiero po trzech latach istnienia. My pieniędzy nie mamy. 

- Rodzice są oburzeni i bardzo zmartwieni - mówi Regina Korenk. Boimy się też, że za Chróścicami pójdą następne szkoły. Jej zdaniem szkoła w Ralbicy jest przepełniona, klasy są za liczne, a sale zbyt ciasne. W dodatku trzeba płacić po 120 euro rocznie za dojazdy dzieci autobusem do nowej szkoły, więc kilku rodziców postanowiło w piątek jeszcze raz zwrócić się do sądu. - Niestety, na zebranie z adwokatem przyszło niewiele ludzi, ale będę jeszcze namawiać do przyłączenia się do skargi. Pod koniec wakacji okaże się, czy skarga zostanie rozpatrzona - mówi Regina Korenk. - Koszty procesu, po 700 euro za ucznia, weźmie na siebie na szczęście Domowina. 

Serbołużyczanie w Niemczech 

Około 60 tys. Serbołużyczan mieszka w Niemczech. Ich ojczyzną są Łużyce. Na Górnych Łużycach w okolicy Budziszyna dominują katolicy, na Dolnych wokół Chociebuża - protestanci. Także ich mowa różni się nieco od siebie, ale oba dialekty spokrewnione są z czeskim i polskim. Serbołużyczanie należą - obok Duńczyków w Szlezwiku-Holsztynie, Fryzyjczyków na północnym zachodzie kraju oraz Sinti i Romów - do tych nielicznych uznanych w Niemczech prawnie mniejszości narodowych. Konstytucje landów gwarantują im ochronę kultury i tradycji. Dla przybyszów z zewnątrz widomym znakiem tego, że jest się na terenie Łużyc, są dwujęzyczne szyldy uliczne i znaki drogowe. Turystyczną atrakcją są widowiskowe obchody tradycyjnych zwyczajów świątecznych, zwłaszcza objazd wielkanocnych jeźdźców w poranek Wielkiej Niedzieli. 

Jednak w ciągu swej kilkusetletniej historii wielokrotnie byli zagrożeni i nakłaniani do asymilacji. W Trzeciej Rzeszy zabroniono działalności ich organizacji Domowina (po wojnie wznowiła swa działalność właśnie w Chróścicach). W NRD Serbołużyczanie byli wprawdzie wspierani przez państwo, ale w zamian wymagano od nich politycznej lojalności.

Anna Rubinowicz-Gründler, Berlin 14-07-2003

1999-2024 © Stowarzyszenie Polsko-Serbołużyckie PROLUSATIA
ontwerp en implementering: α CMa Σείριος